20 kwietnia 2015

wyczesany test # 8


U nas w domu rozmowy na mój temat wyglądają mniej więcej tak:

* Zostaw go, widzisz, że nie chce się przebierać.

Po czym wygrywam talon na 2 stówki w konkursie na najlepszy psi outfit.

* Nie męcz go, on nie lubi pozować.To nie jest Anja Rubik, to jest PIES.

To jest pies BLOGER a za pozowanie dostaje podgryzki więc zamilcz śmiertelniku bo jesteś w błędzie.

* Serio, kwiatek za uchem? Co ty z niego robisz?

I kto własnie jest gościnnie na profilowym "Nasze boksery" na FB ?

Tak jest za każdym razem gdy malujemy sobie z M. paznokcie, mierzymy rajstopy albo dobieramy klipsy do pory roku czy ćwiczymy nowe komendy. Chłop ma dwie pary spodni i trzy t-shirty i nigdy szafiarki nie zrozumie. Jak zauważyliście, słowa klucze w słowniku K. to "on" oraz "nie lubi". Chłopakowi się wydaje, że skoro mieszka ze mną już 7 lat, skoro wybrał mnie z miotu (taaa,kto kogo wybrał...), skoro wyciągnął śmierci z objęć to wie o mnie wszystko. To oczywiście błędne założenie, które wynika z przekonania, że ludzie / zwierzęta się nie zmieniają. Otóż nie jest to prawdą a ja jestem tego  doskonałym przykładem.
Podobnie było gdy, już jakiś rok temu M. przyniosła do domu rękawiczkę z gumowymi wypustkami. Wydawało mi się w pierwszym odruchu, że to jakiś ich nowy fikuśny gadżet do sypialni. Jak się jednak okazało rękawica była dla mnie i było to coś przełomowego.

* Zostaw go w spokoju. On nie lubi być czesany. Nie rób z niego yorka !

Głupiec! Na szczęście M. nie dała się złamać. Wyciągnęła moje oporne cielsko na balkon i zaczęła się istna orgia wyczesywania. Nigdy dotąd nie muśnięta nawet sierść, latała unoszona wiatrem, wpadała do oczu i nosa, czepiała się spodni i bluzy. Nie to jednak zaprzątało moje myśli skupione wokół dreszczy rozkoszy. Okazało się, że jednak (jak to możliwe? Czyżbym jednak miał w sobie gen yorka?) uwielbiam być wyczesywany a zwłaszcza po kąpieli i na świeżym powietrzu metropolii.
Od tego cudownego momentu minął rok, w tym czasie rękawica zmieniła kształt i zaczęła przypominać ścierę. Zapewne przez niewłaściwą konserwacje czyli w pralce wypranie. Po kilku sesjach M. i K. mieli już też trochę dość mojej sierści na sobie bo tak głównie rękawica działała - nie zbierała sierści a raczej rozprzestrzeniała ją po okolicy, w której potrafiły być czarne spodnie i gałki oczne malowniczo oblepione pomarańczowym podszerstkiem.


Wtedy pojawiła się w naszym życiu- niczym wybawienie - Doktor Jola i Furminator. Jako znany i ceniony bloger zostałem zaproszony przez zacną redakcję Dog Life do przetestowania tego narzędzia nowoczesnej pielęgnacji. Ze sprawdzonego źródła wiem, bo mi doniesiono, że chciał mnie wygryźć z tej fuchy jeden mops. Na szczęście dla niego wycofał się. Umówiliśmy się z Jolą w parku, bo tam zazwyczaj zabieram dziewczyny na spacer. Jak na zawołanie zza chmur wyszło słońce i już wiedziałem, ż to będzie udany wieczór. Nie spodziewałem się jednak, że aż tak. Jola i M. gadały w najlepsze a ja się zastanawiałem, czy ja im w ogól jestem potrzebny ?! Na szczęście w końcu się reflektowały i przeszły do rzeczy. I tu dochodzimy do zasadniczej części recenzji.
Furminator proszę państwa wygląda jak sporawa golarka i trzeba przyznać, że swoje waży. Ale, jak to mawiają, jak coś jest dobre, to musi swoje ważyć - jak Rolex na przykład. Przyrząd mieści się w specjalnie dedykowanym etui. Moja sierść, jak to u bokserów,nie jest specjalnie długa ale za to dość gęsta. Przez to martwe włosy nie spadają z łatwością a czepiają się siebie nawzajem i noszę je na sobie. Każde otrzepanie się oznacza opad tony kłaków na parkiet (spodnie, kanapę, poduszki). Dlatego ciężko jest się z nią uporać. Mnie to tam wszystko jedno ale ludzie bywają przez to czepialscy. Jedno przeciągnięcie Furminatorem po karku uświadamia dobitnie skalę problemu. W zasadzie po każdym przeciągnięciu po kręgosłupie urządzenie było pełne sierści. Świadczy to o jego skuteczności. Wyczesanie całego boksera typu Stefcik zajmuje jakieś 20 minut. Ale warto, warto dla efektu, dla spektakularnego połysku, dla braku sierściuchu w domu.

Podsumowując - warto mieć coś takiego w domu - dla swojej wygody i przyjemności psa. Chętnie bym nabył ale M. powiedziała, że to sporawy wydatek i muszę poczekać do gwiazdki. No cóż - życie... A póki co, jeśli ktoś zainteresowany to z przyjemnością, gwarantowaną dla obu stron, wypożyczę się i do kolejnych testów. W grę wchodzi towar każdego sortu, nie jestem wybredny - podpaski, lokówki, whisky...
zdjęcia z M. dzięki uprzejmości DogLife.pl

PS: Zajrzyjcie na DogLife po recenzję z innego punktu widzenia. Ciekaw jestem czy Jola też tak miło wspomina spacer ze mną. Buziaki dziewczyno !







7 kwietnia 2015

do czego służy pies

Podobno ludzie dzielą się na tych którzy mieli, mają bądź będą mieć psa. Czy zastanawialiście się zatem do czego służy pies ? Założę się, że do tej pory podchodziliście do tego tematu podobnie bezrekleksyjnie jak my. Postanowiłem wiec rozjaśnić Wam w głowach i podsumować temat. Zatem - bez zbędnych wstępów i w podpunktach - oto do czego służy pies.



1. pies służy przede wszystkim do kochania - banalna ale prawdziwe. Jeśli nie jesteście w stanie pokochać psa to raczej nie świadczy o was najlepiej bo z miłością idą same dobre cechy takie jak odpowiedzialność, konsekwencja i mizianie po brzuszku. Mama M. na ten przykład uważa, że facet z psem to MUSI być dobry i odpowiedzialny i bardzo się ucieszyła na wieść, że K. ma mnie ( no i stałą pracę i samochód ale to już były drugorzędne warunki dla zaakceptowania potencjalnego zięcia, ach te kobiety...).

2. pies jest doskonałym radiestetą- bezbłędnie lokalizuje żyły wodne i potrafi dotrzeć do źródła, co przydaje się szczególnie w miesiącach suchych i gorących. Jako różdżka służy mu smycz. To może być dowolna przepinana smycz. Pies nie jest pod tym względem wybredny


3. pies służy do obrony - ale akurat bokser się do tego za bardzo nie nadaje bo co najwyżej rozśmieszy potencjalnego przeciwnika. Czasami K. próbuje obudzić we mnie zwierze krzycząc "Bierz ją!" ale to zazwyczaj budzi jedynie pusty śmiech, mój i M. W zasadzie to częściej trzeba bronić mnie samego przed agresją innych psów.

4. pies służy do treningu. Jest to głównie trening cierpliwości. Na przykład jak nie chce zrobić tego po co na dwór wyszedł a wam się śpieszy i juz byście chcieli wracać ze spaceru a on nie obsikał jeszcze wszystkich 458 drzew na dzielni. Albo gdy całą noc rzyga parówkami zamiast spać a wy cierpliwie te wymioty szatana musicie sprzątac z parkietu. Albo gdy cierpliwie czekacie aż słońce odpowiednio oświetli pyszczek pupila i kiedy ten moment następuje i już już macie nacisnąć spust migawki i wtedy krnąbrny kloc się porusza i niweczy wasze starania.

5. pies służy do lansu. Nawet nieświadomego. No bo np. K. nie lubi się lansować, on jest mistrzem anty- lansu. Na wszelki wypadek ubiera się skromnie acz schludnie i jeździ starym rowerem byleby tylko nikt nie pomyślał, że go na cokolwiek stać. No ale sorry - jak się ma boksera, na dodatek celebrytę to ciężko jest lansu uniknąć. Lans jest skuteczniejszy kiedy pies jest wykąpany i rozbawiony i przebywa na terenie wielkomiejskiego parku w Śródmieściu. Wtedy laski piszczą aż huczy.

6. pies zwiadowca służy do rozpoznawania terenu - ten temat poruszyłem szerzej w poprzednim wpisie na temat lasu. Kiedy K. zabiera nas na wycieczkę w nieznane, co zazwyczaj oznacza łażenie po jakiś haszczach i moczarach często rzuca hasło "Puść kuca przodem". Początkowo myślałem, że to takie wyróżnienie dla mnie. Do czasu aż się zorientowałem, że w razie jakiejś pułapki czy doły na niedźwiedzie skonam w męczarniach żeby oni mogli odetchnąć z ulgą i cali wrócić do auta.

7. pies jest papierkiem lakmusowym czystości - dzięki niemu wiemy,  kiedy trzeba wyprać pokrowce na kanapę i/lub pościel albo kiedy umyć okna. Zazwyczaj kiedy jest pies trzeba te czynności powtarzać częściej więc biorą pupila pod strzechę zwiększ na wstępie budżet na chemię domową o jakieś 200 %.

Jak więc zdążyliście już zaobserwować dobrze jest mieć psa.

Żeby mieć się z kogo pośmiać.
Żeby mieć się komu wypłakać.
Żeby mieć się do kogo przytulić.
Żeby móc spożytkować swoje opiekuńcze instynkty.

ale też

Żeby podrywać płeć przeciwną.
Żeby się nie nudzić wieczorami.
Żeby szkolić umiejętność ogarniania kuwety,
bo choć pies kuwety nie potrzebuje to jednak oganiania jest sporo.
Żeby mieć się o kogo troszyc, martwić i na kogo wydawać pieniądze -
do tego tez służą małżonkowie ale jednak pies ma te przewagę,
ze pies nie komentuje głupio i  nigdy nie chce więcej niż możesz mu dać.