2 sierpnia 2015

Inny punkt widzenia

Cześć i czołem. Ale śmiesznie wyglądacie z góry, takie małe łebki, stado mrówek. Dawno się z Wami nie kontaktowałem bo było ze mną gorzej i coraz gorzej. Moje dopalacze chyba leżały w tym samym magazynie co Mocarz bo nieźle po nich odleciałem i nie mogłem się już z tego podźwignąć. Pierwsze 3 dni po chemii były spoko, trochę bolało ale bez przesady, na spacerach fikałem koziołki po staremu. Czwartego dnia jakby piorun we mnie strzelił i - wstyd przyznać - straciłem nad sobą kontrolę. Lało się ze mnie jak z rynny, górą i dołem. M. zawezwała K. i pojechaliśmy do doktorka. Ledwo doczłapałem a potem zasrałem mu jeszcze posadzkę. Na szczęście nie przejął się tym bardzo i zaserwował mi 2 zastrzyki. Od tego czasu to już była istna ruletka. Jak nie urok to sraczka, jak nie ból to ospałość. Po woli zacząłem zamieniać się we wrak Stefcika.  

Kiedy sytuacja nieco się unormowała pojechałem do sanatorium. Na wsi opiekowała się mną babcia. Opiekowała się najlepiej w świecie. Karmiła rosołkiem ze strzykawki, podtykała smakołyki pod nos, parzyła własnoręcznie zrywane ziółka. Podawała tablety a ja leżałem na zielonej trawce celem regeneracji. Raz wpadły do niej koleżanki i tak się ucieszyłem, że przyszli goście, że z tej radości nawet jedną trochę obsrałem. Babeczka się zdziwiła ale potem spojrzałem jej głęboko w oczy i ten wzrok ją rozczulił i dalej wieczór przebiegał już bez incydentów (przynajmniej z mojej strony). Od tego czasu chadzałem już w pielusze. Tak sobie z nią urzędowałem cały tydzień. Jak wychodziła z domu to podsypiałem, jak wracała nie dawałem jej odpocząć. Kurcze, trochę mi głupio było bo z rosłego mężczyzny zamieniłem się w niepełnosprawnego pokraka, nad którym wszyscy skakali. W miniony piątek był dzień niespodzianek. Najpierw z zagranicznych wojaży wrócił dziadek. Ucieszyłem się ale ledwo mogłem mu to okazać. Po kilku godzinach dołączył do nas K. Spędziliśmy rodzinny wieczór a gdy cały dom poszedł spać K. wziął mnie na męską rozmowę. Pogadaliśmy sobie od serca, powspominaliśmy dawne czasu i ustaliliśmy plan działania. Potem trochę mi się oko przymknęło ale wiedziałem, że K. czuwa przy mnie cały czas. Rano pojechaliśmy na krótką przejażdżkę po okolicy, uścisnęliśmy się po raz ostatni i spocząłem na tyłach ogrodu koło Mańka - mojego poprzednika. Zawinąłem się w ciągu miesiąca od operacji żeby im kłopotu dłużej nie robić. A teraz patrzę na was z góry i muszę Wam powiedzieć, że jest mi tu całkiem wygodnie, szczególnie bez tej pieluchy na dupce. I wiedzcie, że jeśli niedługo w Waszej okolicy pojawi się jakaś tęcza to ja mam teraz na nią duuużo lepszy widok.