13 listopada 2013

Super Stefan czyli pies w pelerynie

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Otóż w minioną sobotę przeszedłem swoista metamorfozę.
W ogóle wszyscy przeszliśmy bo była imprezka pod hasłem "Superbohaterowie po zmierzchu". Martyna przez 2 tyg. chodziła jak kot z pęcherzem i kompletowała swój strój. O dziwo Kuba też się zaangażował i wystąpił w przedziwnej masce- do dziś nie wiem za co był przebrany ale ludziom się podobało. Sam fakt, ze facet, który zawsze i na każda okazję ma tylko jeden zestaw odzieżowy założył coś innego wzbudził nie mały podziw. Ale mniejsza z nimi- gwiazdą wieczoru byłem oczywiście ja- Super Stefan. W zasadzie to nie było nawet przebranie, po prostu po raz pierwszy uzewnętrzniłem swoje prawdziwe ja - superpsa. M. skołowała mi karmazynowa pelerynę i wiodłem prym przy drzwiach ochoczo witając kolejnych gości a wśród nich- zieloną Atomówke, Księżniczkę Leię, Elastynę, Tonego Starca, Popeya ze szpinakiem i Pirata z Karaibów, Lorda Vadera, El Macho i innych podobnych dziwolągów.

 Mój nowy imidż tak przypadł mi do gustu, że postanowiłem jeszcze kiedyś go wykorzystać- myślę, że do pyska mi w czerwonym.
Impreza zaczęła się od kinderbalu- otóż trzech chłopców w wieku wczesnoszkolnym tak mnie  przeczołgolo po podłodze, że następnego dnia wszyscy w trojkę odchorowywaliśmy kaca na kanapie. Po raz kolejny zadziałała 'magia kocyka" i nie ruszyliśmy się spod niego przez dobrych kilka godzin.

W sumie taki kac to fajna sprawa- leżysz, podają ci pokarm do łózka a cały wysiłek to sięgnięcie po pilota i przewrócenie się na drugi bok. Na moje nieszczęście M. zachciało się po południu czekolady i K. wyciągnął mnie na spacer w celu nabycia tejże. Co to był za dramat! - wyjść w takim stanie na zimno, przejście parunastu (!) kroków i czekanie pod sklepem. Szczęście, że do kanapy dowiozła mnie już winda bo nie wiem czy po schodach dałbym radę.
Podsumowując- nic nie cieszy tak jak peleryna i ludzie w trykotach, nic nie męczy tak jak dzieci (Alan- sorki za szramy na twojej młodzieńczej klacie ale starcie z Super Stefanem musi trochę boleć i niestety pozostawia ślady na ciele i psychice ).
Do następnego!

Stefcikowi będzie miło, jeśli skomentujesz nie skrytykujesz.