M. nie je wielu rzeczy bo jej szkodzą a te, które konsumuje bywają dość obrzydliwe - ani słodkie, ani słone, ot pasza dla koni. Jej diety zazwyczaj kończą się w okolicach weekendu, kiedy to rzuca się wygłodniała na ciasto, chipsy i golonkę zapijane piwem. K. stosuje tę weekendową dietę przez cały tydzień. Korzystam na tym i ja, no bo to nie ma bata, żeby z talerza coś nie spadło wprost do ślicznego ryjka zalepionego śliną. Podziwiam tych, którzy na co dzień spożywają domową cielęcinkę z czarnuszką, ale nie zazdroszczę, Nutella jest równie dobra jeśli nie lepsza.
Moja dietę można w skrócie podzielić na :
- dietę domową
- dietę wyjazdową
- dietę weterynaryjną
Dieta domowa polega na misce pełnej groszków i czegoś miększego raz dziennie, oraz dojadaniu w tak zwanym międzyczasie wszystkiego co się nawinie. Czasami próbują mnie oszukać i sprawdzają moją czujność podtykając mi jakieś obrzydlistwa w stylu banan czy marchewka ale rzadko daje im się mnie nabrać.
Dieta wyjazdowa oznacza miskę u babci pełną serdelków, smalczyku, makaronu. Kobieta wykarmiła przez ostatnich 30 lat 3 facetów i wie, że prawdziwy mężczyzna nie je przecieru z warzyw tylko prawdziwą, krwistą kaszankę.
Dieta weterynaryjna jest wtedy kiedy idę do doktorka (ostatnio coraz częściej) i dostaję niezliczoną ilość groszków i podgryzków bo w mojej lecznicy jestem prawdziwym cudem natury ("On przeżył parwowirozę !") i mam wielu fanów w kitlach, którym wprost jem z ręki. No chyba, że ręka podaje piguły - te wyczuwam na kilometr i grzecznie dziękuję, ale nie.
W wyniku nastania mody na zdrowe żywienie, w naszym domu co rusz pojawiają się jakieś nowości - kasza jaglana (fuj!), granulki błonnikowe ( fuuuuuj!), daktyle (nawet, nawet), tofu (bleee).
Całe szczęście mnie ten trend omijał. Do zeszłego tygodnia, kiedy to kurier przyniósł paczkę zaadresowana na mnie. W paczce były puszki a w puszkach karma. Wreszcie nie jakieś suche siano tylko normalna, pachnąca karma. Ślinka pociekła i to nie raz. M. się uparła, że zanim spróbuje zawartości musi być sesja. Ekstra, kolejne foty, no dobra, niech jej będzie. Odbębniłem swoje próbując już w trakcie strzelania fotek nadgryźć albo chociaż polizać puszki. Niestety aluminium okazało się zupełnie bezsmakowe.
Od tygodnia żywię się zatem na przemian kurczakiem, indykiem i dziczyzną z ryżem w sosie. Najbardziej jednak do gustu przypadła mi karma z linii "Premium" - sie wie, gust to podstawa !
Muszę przyznać, że nad Doliną Noteci robią całkiem wytrawne żarło. Na jego korzyść przemawiają :
- zapach (mniam !)
- konsystencja (gęsta, zbita papka)
- opakowanie - ja się nie znam ale K. mówi, ze ma dość puszek, w których zawleczka odpada w połowie otwierania a z tych puszek nic nie odpadło.
Z gustami się nie dyskutuje a każdy żołądek jest inny ale ja - Panicz Stefan - chwalę sobie tę karmę, którą dostaliśmy od sklepu Zwierzakowo.pl, za co serdecznie dziękujemy.