U nas w domu rozmowy na mój temat wyglądają mniej więcej tak:
* Zostaw go, widzisz, że nie chce się przebierać.
Po czym wygrywam talon na 2 stówki w konkursie na najlepszy psi outfit.
* Nie męcz go, on nie lubi pozować.To nie jest Anja Rubik, to jest PIES.
To jest pies BLOGER a za pozowanie dostaje podgryzki więc zamilcz śmiertelniku bo jesteś w błędzie.
* Serio, kwiatek za uchem? Co ty z niego robisz?
I kto własnie jest gościnnie na profilowym "Nasze boksery" na FB ?
Tak jest za każdym razem gdy malujemy sobie z M. paznokcie, mierzymy rajstopy albo dobieramy klipsy do pory roku czy ćwiczymy nowe komendy. Chłop ma dwie pary spodni i trzy t-shirty i nigdy szafiarki nie zrozumie. Jak zauważyliście, słowa klucze w słowniku K. to "on" oraz "nie lubi". Chłopakowi się wydaje, że skoro mieszka ze mną już 7 lat, skoro wybrał mnie z miotu (taaa,kto kogo wybrał...), skoro wyciągnął śmierci z objęć to wie o mnie wszystko. To oczywiście błędne założenie, które wynika z przekonania, że ludzie / zwierzęta się nie zmieniają. Otóż nie jest to prawdą a ja jestem tego doskonałym przykładem.
Podobnie było gdy, już jakiś rok temu M. przyniosła do domu rękawiczkę z gumowymi wypustkami. Wydawało mi się w pierwszym odruchu, że to jakiś ich nowy fikuśny gadżet do sypialni. Jak się jednak okazało rękawica była dla mnie i było to coś przełomowego.
* Zostaw go w spokoju. On nie lubi być czesany. Nie rób z niego yorka !
Głupiec! Na szczęście M. nie dała się złamać. Wyciągnęła moje oporne cielsko na balkon i zaczęła się istna orgia wyczesywania. Nigdy dotąd nie muśnięta nawet sierść, latała unoszona wiatrem, wpadała do oczu i nosa, czepiała się spodni i bluzy. Nie to jednak zaprzątało moje myśli skupione wokół dreszczy rozkoszy. Okazało się, że jednak (jak to możliwe? Czyżbym jednak miał w sobie gen yorka?) uwielbiam być wyczesywany a zwłaszcza po kąpieli i na świeżym powietrzu metropolii.
Od tego cudownego momentu minął rok, w tym czasie rękawica zmieniła kształt i zaczęła przypominać ścierę. Zapewne przez niewłaściwą konserwacje czyli w pralce wypranie. Po kilku sesjach M. i K. mieli już też trochę dość mojej sierści na sobie bo tak głównie rękawica działała - nie zbierała sierści a raczej rozprzestrzeniała ją po okolicy, w której potrafiły być czarne spodnie i gałki oczne malowniczo oblepione pomarańczowym podszerstkiem.

Furminator proszę państwa wygląda jak sporawa golarka i trzeba przyznać, że swoje waży. Ale, jak to mawiają, jak coś jest dobre, to musi swoje ważyć - jak Rolex na przykład. Przyrząd mieści się w specjalnie dedykowanym etui. Moja sierść, jak to u bokserów,nie jest specjalnie długa ale za to dość gęsta. Przez to martwe włosy nie spadają z łatwością a czepiają się siebie nawzajem i noszę je na sobie. Każde otrzepanie się oznacza opad tony kłaków na parkiet (spodnie, kanapę, poduszki). Dlatego ciężko jest się z nią uporać. Mnie to tam wszystko jedno ale ludzie bywają przez to czepialscy. Jedno przeciągnięcie Furminatorem po karku uświadamia dobitnie skalę problemu. W zasadzie po każdym przeciągnięciu po kręgosłupie urządzenie było pełne sierści. Świadczy to o jego skuteczności. Wyczesanie całego boksera typu Stefcik zajmuje jakieś 20 minut. Ale warto, warto dla efektu, dla spektakularnego połysku, dla braku sierściuchu w domu.
Podsumowując - warto mieć coś takiego w domu - dla swojej wygody i przyjemności psa. Chętnie bym nabył ale M. powiedziała, że to sporawy wydatek i muszę poczekać do gwiazdki. No cóż - życie... A póki co, jeśli ktoś zainteresowany to z przyjemnością, gwarantowaną dla obu stron, wypożyczę się i do kolejnych testów. W grę wchodzi towar każdego sortu, nie jestem wybredny - podpaski, lokówki, whisky...
![]() |
zdjęcia z M. dzięki uprzejmości DogLife.pl |
PS: Zajrzyjcie na DogLife po recenzję z innego punktu widzenia. Ciekaw jestem czy Jola też tak miło wspomina spacer ze mną. Buziaki dziewczyno !