23 grudnia 2013

świątecznie niegrzecznie


Z okazji świąt ułożyłem dla Was wierszyk. Wierszyk się nie rymuje przez co jest bardzie artystyczny co byście trochę kultury łyknęli pod choinką. 
Oto czego Wam moi fani życzę w nadchodzącym roku:

miłości bez zazdrości 
imprez bez kaca
dzieci bez rzeżączki
portfela bez dna
ucha bez woskowiny
lodówki bez limitu
zimy bez deszczu
lata bez wilgoci
wakacji bez tsunami
świąt bez nerwów
dziewczyn bez staników
chłopaków bez hamulców
płuc bez gruźlicy
nocy bez końca
tygodni bez poniedziałków
kieliszków bez dna
Sylwestra bez lipy!

i pamiętajcie- 8 obfitych posiłków dziennie to podstawa zdrowego odżywiania!





16 grudnia 2013

Koń by sie uśmiał

Czy ja Wam wyglądam na konia? - pytanie to kieruję do wszystkich Was, którzy mnie znają i podziwiają- powtarzam zatem- Czy ja wyglądam jak koń? Kuba odkąd pamiętam się ze mnie wyśmiewał i od kuca wyzywał ale z grubsza to olewałem. Teraz jednak zacząłem się poważnie niepokoić. Otóż jakiś czas temu pojawił się u nas kurier z magicznym pudełeczkiem. To znaczy w sumie nie wiem czemu pomyślałem, ze jest magiczne. Może dlatego, ze M. mi tak powiedziała, że to śliczny prezencik i, że dla mnie no to się ucieszyłem. Pochopnie jak się okazało. W pudełku była siatka, w siatce uzda. Stąd moje pytanie na początku posta. Uzda to mi się zawsze z koniem kojarzyła. Z zeznań Kuby wiem, że koń to taki strasznie głupi i duży pies. Tak mi powiedział i tak utrwalał latami. Konie czasami spotykamy w Łagiewnikach. Łażą po lesie, rżą, parskają i wchodzą pod nogi. Czemu wiec ja jestem zmuszany w końskim - za przeproszeniem- atrybucie chodzić?
Prawda wyszła na jaw dość szybko- otóż uzda to kara za ciągniecie na spacerach. No przyznaje- ciągnąc to ja potrafię, szczególnie w stronę parku. Nikt mnie nie nauczył, że chodzi to się przy nodze i innych takich sawuar wiwrów. No to się teraz doigrałem. M. stwierdziła, że jak będzie pchała wózek i taszczyła zakupy z Biedy to ja nie mogę już dokładać swojego ciągnienia. No przykro mi jest strasznie, ze tak mnie pokarali i jak tylko mogę walczę z tym ustroistwem ale chyba tym razem się nie wykaraskam z tej uzdy. Najpierw limitują dostęp do michy, potem wsadzają do klatki, teraz oszpecają pycholka. Czy ktoś może zadzwonić do Straży Dla Zwierząt albo innego Animalsa? Bo to już chyba zakrawa na znęcanie się. Jeśli nie możecie wykonać telefonu to chętnie przyjmę w zamian datki na konto.
Smuteczek...






9 grudnia 2013

Koneksje rodzinne


Wiedzieliście, że babka Georga Clooneya pochodziła spod Częstochowy? 
A wiecie co to oznacza? Otóż być może mieliśmy wspólnych przodków! Tak, tak, to możliwe, nie wykluczone. Kiedy podali to w telewizorni M & K zaczęli mi się bacznie przyglądać. Chcieli doszukać się jakiegoś podobieństwa i wyszło, że w sumie mamy z Georgem zbliżony kształt twarzy i ten celebrycki błysk w oku. Najlepiej porównajcie sami. Podpowiedź- George to ten po lewo.
Osobiście bardziej się identyfikuje z Samuelem L. Jacksonem ale może być i ten białas Clooney.
Porównałem sobie tych panów i statystyki są dość wyrównane- Samuel jest starszy, częściej strzela, robi srogą minę i wciąga prochy a George to właściwie gówniarz i pewnie też dlatego ma zdecydowanie więcej kobit- z dwojga złego wybieram to drugie. Ponoć ma zastąpić Putina i zagrać najnowszego Bonda. Jeśli produkcja faktycznie dojdzie do skutku - wchodzę w to! Powołam się na rodzinne koneksje i poczekam na zaproszenie na casting.




1 grudnia 2013

Andrzejki A.D. 2013 (wpis dziękczynny)

   W miniony piątek hucznie obchodziliśmy pogańskie święto co się zowie Andrzejki. Wosk został polany i już wiemy kto najpierwszy wyjdzie za mąż, kogo zawiedzie antykoncepcja, kto wyemigruje na Wyspy, kogo zruga wredna baba a kto zanurzy swe wdzięki w czystej miednicy (mniejsza o szczegóły). Dziękujemy wszystkim zainteresowany za przednią zabawę a w szczególności:


- Andrzejowi za patronat nad    imprezą
- Karolinie za wyszynk, którego nie    było dane mi skosztować
- Iwonce za słoiczek słodkości i    niezawodny uśmiech
- Przemkowi za Kalambury
- Ani za to, że tym razem wytrwała  do końca ;)
- Wróżowi Maciejowi za Demony  Wojny i sałatkę
- Igorowi za Spartę



A wszystkim razem za wprowadzenie eelementu baśniowego w rzeczywistość.

28 listopada 2013

WIRUJĄCY SEX albo "na pieska"

Był środek tygodnia. Za oknem szarówka. Moi w robocie, ja na kanapie grzałem dupkę.
Nic nie zapowiadało nadchodzących zdarzeń. Ok. 17 pojechaliśmy po M. do pracy, w międzyczasie szybki szczoszek na trawniku a tu zaskoczenie- wsiadamy ponownie do auta i jedziemy. Mijamy kolejne bloki, markety, ciężarówy. Latarnie napitalają, radio brzęczy. Aż tu nagle miasto się skończyło, pociemniało a za szybą coraz mgliściej. Doszło do mnie, że coś jest nie tak. Jak okiem sięgnąć pola, pola, szczeciny. Przejechaliśmy tory, pociąg zawył i wtę zatrzymujemy się. Przyznam, że poczułem lekką ekscytację kiedy stanęliśmy wśród domków, ogródków, ogrodzeń i innych takich atrakcji Andrzejowa.

Wychodzę z auta i już wiem- odwiedziny u naszej ulubionej blogerki Joli! Jupiii.
Jola otwiera drzwi i nagle olśnienie! Moim oczą ukazała się dama niezwykłej urody. Rozwiany włos, szeroka klata, cycki wyciągnięte prawie do ziemi- no po prostu bomba! Piękność zowie się Lola i już ją biorę w obroty. Laska trochę nieśmiała ale przepędziłem ją kilka razy wokół ogródka i się rozochociła. Trochę kokietka-przyznaje. Warknęła parę razu, odgryzła się, miźnęła pazurkiem ale na mnie to podziałało ja płachta na byka. W skrócie brałem ją wielokrotnie i w przeróżnych pozycjach. W pewnym momencie już się poddała i była na moje usługi. Po chwili z zielonej trawi przenieśliśmy się na pokoje. Lolka ewidentnie nie dawała już rady. Kuba też bo próbował trzymać mnie i moje hormony na wodzy dobrą godzinkę przy pomocy smyczy. Przeszliśmy do nieco delikatniejszych pieszczot. Lizanie uszków to wyjście połowiczne ale niżej nie mogłem już dosięgnąć. W pewnym momencie moja chuć doigrała się i poszedłem na karnego jeżyka, czyli do klatki- osobliwe doznanie, nie polecam, no chyba, że ktoś ma taki fetysz ...



Jola podburzała mój zapał powtarzając co i rusz, że "Lolka jest do wzięcia" ale chodziło jej chyba o to, że damula szuka domu, takiego na stałe. Jako urodzony Don Juan nie mogę jej tego zapewnić ale jeśli ktoś z Was byłby chętny przygarnąć ślicznotkę to więcej info znajdziecie tutaj: http://doglife.pl/pitbull-o-golebim-sercu/



A poniżej nasza porno sesja (mam nadzieję, że nie usuną mi za nią blożka)







20 listopada 2013

Twarz rajstop czyli look A/W 2013

Pytanie z serii intymnych- Lubicie przebieranki? Ja jakiś czas temu odkryłem w sobie dryg do kreaowania nowych wizerunków.
W zasadzie to M. go we mnie odkryła. A tak po prawdzie to ona wiedziała już dawno, że go mam tylko trzeba było jeszcze mnie przekonać, że to ma sens, że daje radość, dodaje życiu smaku albo po prostu można się z biednego psa ponabijać. Osobiście mnie to nie przeszkadza. Na początku nie byłem przekonany. W końcu wychowałem się w domu, w którym było na bakier z najnowszymi trendami (pamiętacie pomarańczową kanapę?) i  pod okiem prawdziwego twardziela, którego do dziś dziwią faceci w rajtuzach i nakładkach na sutki (na szczęście dziewczyny w takim outficie go nie dziwią a wręcz ucieszy się chłopak jak się na taką czasami napatoczy).
A propos - jakiś czas temu wybuchła moda na psy w rajtuzach- dzięki Bogu ominął mnie ten trend szerokim łukiem. Choć muszę przyznać, że swego czasu chodziłem przez cały kwadrans w pończochach naciągniętych na pysk bo zainspirowała mnie jedna szafiarka i też chciałem zostać "twarzą rajstop" ale ale- to nie o fetyszach miało być tylko o poważnych sprawach więc do rzeczy.
M.- jak to kobieta, wyznaje zasadę, że na każdego faceta znajdzie się metoda no i na mnie się w końcu znalazła. Schemat powtarza się raz na kilka tygodni i przestawia się następująco:

- siedzimy sobie wszyscy grzecznie i np. oglądamy tv
 (w zasadzie to "np." jest zbyteczne bo w 98,6% przypadków gapimy się w tv)

-nagle M. podryguje- tak nerwowo, z werwą- no to już wiemy, że nas zaraz uraczy jakimś nowym genialnym pomysłem i któryś z nas pożałuje albo w najlepszym wypadku będzie się musiał zwlec z kanapy i pouczestniczyć, zaangażować się

- pomysł się werbalizuje i wielkie niebieskie oczy szukają potwierdzenia swojej pomysłowość, najczęściej nie znajdują ale to ich nie zraża

- szafa idzie w ruch, tworzymy scenografie, wyciągamy korale no słowem chuje móje dzikie węże i zanim się Stefcik obejrzy już jest divą. To znaczy stylizacje są różne ale zawsze ostatecznie wychodzi z tego diva- jak to mówią ładnemu we wszystkim ładnie.
Zazwyczaj przebierają mnie z okazji Wielkich Okazji- ostatnio na imprezkę w pelerynę, wcześniej na Wielkanoc w wieńcu paradowałem, a wszystko z blogiem włącznie zaczęło się od Karnawału.  Dziś prezentuje zdjęcia  3 wersji looku na sezon jesień/zima 2013/14 i od razu uprzedzam wasze pytania- rzeczy są wintydżowe, nie do dostania na rynku- zamiast kopiować wysilcie się trochę!





13 listopada 2013

Super Stefan czyli pies w pelerynie

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Otóż w minioną sobotę przeszedłem swoista metamorfozę.
W ogóle wszyscy przeszliśmy bo była imprezka pod hasłem "Superbohaterowie po zmierzchu". Martyna przez 2 tyg. chodziła jak kot z pęcherzem i kompletowała swój strój. O dziwo Kuba też się zaangażował i wystąpił w przedziwnej masce- do dziś nie wiem za co był przebrany ale ludziom się podobało. Sam fakt, ze facet, który zawsze i na każda okazję ma tylko jeden zestaw odzieżowy założył coś innego wzbudził nie mały podziw. Ale mniejsza z nimi- gwiazdą wieczoru byłem oczywiście ja- Super Stefan. W zasadzie to nie było nawet przebranie, po prostu po raz pierwszy uzewnętrzniłem swoje prawdziwe ja - superpsa. M. skołowała mi karmazynowa pelerynę i wiodłem prym przy drzwiach ochoczo witając kolejnych gości a wśród nich- zieloną Atomówke, Księżniczkę Leię, Elastynę, Tonego Starca, Popeya ze szpinakiem i Pirata z Karaibów, Lorda Vadera, El Macho i innych podobnych dziwolągów.

 Mój nowy imidż tak przypadł mi do gustu, że postanowiłem jeszcze kiedyś go wykorzystać- myślę, że do pyska mi w czerwonym.
Impreza zaczęła się od kinderbalu- otóż trzech chłopców w wieku wczesnoszkolnym tak mnie  przeczołgolo po podłodze, że następnego dnia wszyscy w trojkę odchorowywaliśmy kaca na kanapie. Po raz kolejny zadziałała 'magia kocyka" i nie ruszyliśmy się spod niego przez dobrych kilka godzin.

W sumie taki kac to fajna sprawa- leżysz, podają ci pokarm do łózka a cały wysiłek to sięgnięcie po pilota i przewrócenie się na drugi bok. Na moje nieszczęście M. zachciało się po południu czekolady i K. wyciągnął mnie na spacer w celu nabycia tejże. Co to był za dramat! - wyjść w takim stanie na zimno, przejście parunastu (!) kroków i czekanie pod sklepem. Szczęście, że do kanapy dowiozła mnie już winda bo nie wiem czy po schodach dałbym radę.
Podsumowując- nic nie cieszy tak jak peleryna i ludzie w trykotach, nic nie męczy tak jak dzieci (Alan- sorki za szramy na twojej młodzieńczej klacie ale starcie z Super Stefanem musi trochę boleć i niestety pozostawia ślady na ciele i psychice ).
Do następnego!

5 listopada 2013

projekt: szezlong


Właśnie mija rok odkąd przeprowadziliśmy  z Kubą cały nasz majdan do Łodzi. Ogólnie nie miałem problemu z zaaklimatowaniem się w Wielkim Mieście. Sporo miejsca, fajny parczek, nowe czyste ściany do ochlapania- dla mnie bomba.

Jedna tylko rzecz mnie bolała w temacie nowego mieszkanka- oto Stefcik znalazł się na podłodze i dostał zakaz wchodzenia na wyrko i szezlong. Ciężko to przeżyłem. W Zgierzu miałem swoją własną kanapę. Paskudna była okrutnie trzeba przyznac (pomarańczowy skaj !!!) i nie pasowała do niczego poza Stefcikową dupką. Teraz szezlong stoi elegancki ale co z tego. Jak tylko nikt nie patrzył wkradałem się ukradkiem ale zawsze kończyło się to tak samo- kopem w poślad. Podchody były szczególnie jak zostawałem sam na chacie. Strasznie mnie rozśmieszali kolejnymi metodami powstrzymania mnie przed uwaleniem raciczek na kanapie- a to jakieś gadżety rozrzucali a to gąbki zdejmowali- nic czego Stefcik by nie pokonał.


Aż w końcu poszli po rozum do głowy i dopiąłem swego. Kuba połączył się ze mną w cierpieniu, zrobił słodką minkę i jako te dwie śliczne pierdoły rozczuliliśmy serce Martyny. Niniejszym ogłaszam, że od 2 tygodni mam swój oficjalny kocyk do leżenia na kanapie- dowody poniżej...







21 października 2013

trudne słowo - Dizajn


Jako że lubimy ponadczasowy dizajn, niewymuszony każual, ciekawe printy wybraliśmy się parę dni temu na otwarcie Festiwalu Designu. Traf chciał, ze wernisaż odbywa się jakieś osiem kroków od naszej hacjendy wiec zaryzykowaliśmy. Podbijamy pod fakryke na Targowej a tu same futra, kaszkiety i inne kaszaloty z fifkami, bardzo mądre rozmowy prowadzą, o współczesności i kryzysie, formie i normie-no ja to z tego nic nie skumałem.
A my standardowo- szorty, puchówka i adiki i wio!
Oczywiście z psami nie wpuszczali ale Kuba ściemnił, że ja tak w zasadzie to jestem bardzo brzydkim dzieckiem z hirsutyzmem i po udarze. Ochroniarz miękka dupa wiec weszliśmy sobie bez problemów. Zaczęliśmy nonszalancko od samej góry- piętro nr. 4- M.prawie umarła z zadyszki ale jakoś się doczłapaliśmy. Pierwszy nasz łup- cukierki przy stoisku z klamkami- trochę nie widziałem związku ale były pyszne. W ogóle tematem przewodnim tej edycji było jedzonko.   


 Nawet było kilku kucharzy i pichcenie live ale do degustacji nie dotrwaliśmy. Polak jak to Polak ustawił się w kilometrowej kolejce do wyszynku a my spasowaliśmy i w drodze powrotnej na chatę zaliczyliśmy szybki szoping w Biedronce. Z dizajnem nie miało to nic wspólnego ale kolacja z tego wyszła pyszna. Wracając do festiwalu- wytypowaliśmy naszego faworyta- wszyscy byliśmy zgodni, że najlepszym projektem by uchwyt do plazmy w kształcie Maryjki- daliśmy lajka i zdjęcie prezentujemy. Generalnie rzecz biorąc mało było psich gadżetów więc wyszliśmy nieco rozczarowani. Ja z dizajnu i tak najbardziej lubię moja miskę (pełną!)...













SUBIEKTYWNY WYBÓR HITÓW WYSTAWY








14 października 2013

Smacznego!

Dawno mnie już tutaj nie było.
Na wstępie dziękuję za wszystkie pytania czy jeszcze żyje. Otóż żyje choć sam sobie się dziwie bo odcięli mnie od pokarmu. Zaczęło się od ograniczenie racji żywnościowej do 1/3 porcji a od tygodnia nie dostaję już nic. Radzę sobie z tym jak mogę- wyszukuje resztki pod kanapą (ostatnio wyczaiłem 2 groszki!), zjadam liście. Musze przyznać, że ściółka  leśna to był jednak nie najlepszy pomysł- rzygałem dalej niż widziałem. Ale co tam-nie chcą karmić to nie sprzątają! Jeśli jednak ktoś chciałby się skusić uprzedzam, że po liściach mam potworne gazy. Nie wiem do końca o co kaman ale to chyba część tego całego szkolenia. Chcą żebym zgłodniał, żebym zaczął reagować na pokarm i jadł na dworzu. Coś mi tu nie pasuje- czy oni jedzą na dworzu? Nie, jedzą w domu. Ostatnio coś mi się już z tego głodu pomieszało w głowie i zacząłem jeść dom. W zasadzie to część domu w postaci silikonowego ogranicznika do drzwi. Niestety nawet i to zostało mi odebrane. Co robić? Poszukałem trochę w necie licząc na jakieś inspiracje i oto efekt- okazuje się, że są na tym świecie ludzie, którzy jedzą przeróżne rzeczy, nieznane zwykłym śmiertelnikom.

Oto jedne z najciekawszych pomysłów:
- okazuje się, że niektórzy jedzą ziemie. Ale nie taką ordynarną ziemię tylko rarytasy ze spreparowanego piachu. Na TLC widzieliśmy program o restauracji Dirt (!) w Tokio, która serwuje ziemiste pulpeciki, ziemiste carpachio a wszystko to można popić wódą z ziemi. Jednak po reakcjach klientów tego przybytku sądzę, że to jednak jednorazowa atrakcja. No i jest jeden podstawowy problem- taka kolacja kosztuje ponad 150 dolców a ja mam skitrane tylko ojrasy...

- internet podpowiedział mi też, że niejaki Jacek Stachursky odżywia się energią z kosmosu (polecam ten link!). Nie wiem czy ją jakoś doprawia czy je na surowo ale jeśli miałbym po niej TAK śpiewać to
dziękuję.


- ponoć można też żyć samą miłością- gdyby to była prawda Kuba nie opitalałby co drugi dzień 8 snickersów a Martyna nie wchłaniałaby paczki pop cornu przed telewizorem. To-muszę przyznać-bardzo ekonomiczna wersja ale pachnie mi jakąś sektą.

Jak widać różne są sposoby ale nie ma to jak pełna micha okraszona parówką i śmietanką.
Być może doczekam się kiedyś powrotu tych pięknych chwil kiedy to kong pełen był groszków i nie musiałem wykonywać żadnych ekwilibrystycznych sztuczek w stylu "siat" albo "puść" żeby napełnić brzuchola.

13 września 2013

Tester jakości

Że Stefcik to koneser to już wiecie z wcześniejszych wpisów. No ale co ja poradzę, że lubię. Najbardziej słodkości. Najbardziej z czekoladą. W zasadzie z czekoladą zjem nawet siano. Chociaż osobiście wolę naleśniki. Tak, naleśnik z czekoladą to jest to...i z boczkiem...i z parówką...i z ketchupem, no ewentualnie podlany żurkiem. Ale do rzeczy...



W wyniku szkolenia, o którym niedawno Wam opowiadałem K i M zmienili moje nawyki żywieniowe. Nie przełożyło się to niestety na jakość pokarmu ale odbiło na sposobie serwowania. Otóż zniknęła gdzieś moja miska i pojawiło się jakieś dizajnerskie ustrojstwo o wdzięcznej nazwie U.F.O. W skrócie wygląda to tak, że przed każdym kęsem muszę usiąść, zostać pogłaskany, wysłuchać, że "doooobry pies" i wtedy dostaje po ćwieć porcji żywieniowej. Sytuacja powtarza się kilka razy dziennie. Poza UFO jest tez gwizdek w schemacie: gwizdnięcie- jeden groszek-mlaskanie-gwizdnięcie-jeden groszek...i tak w koło macieju. Oszaleć można. Podobno ma mnie to nauczyc cierpliwości, oduczyć żebrania i "nakręcić" na jedzenie. A ja sie pytam-czy nie łatwiej byłoby podać Nutelle- ja jestem na nią nakręcony jeszcze zanim ją kupią! Poza tym żebranie jest integralną częścią mojej osobowości.
Ciekawe czy oni byli by tacy zadowoleni jakbym im zabrał talerze i wydzielał po ułamku kanapki za każde przysiądniecie i strzelenie słodkiej minki ? Szykuje zemstę...



9 września 2013

Na smyczy

Chwaliłem się Wam niedawno nową smyczą. 
Wprawdzie ostatnio ją z Kubą z lekka naderwaliśmy ale jako tako działa.
Obróżką nową piękną w odcieniach szkarłatu też już brylowałem na FB.
Niedawno, przy okazji szkolenia, pojawił się nowy sposób na spimpowanie Stefcika. Nazywa się obroża uzdowa i brzmi podobnie strasznie jak wygląda. Na szczęście póki co odstąpili od tego szatańskiego wynalazku, uff... Kolczatkę, o która ktoś z Was niedawno dopytywał tez już spaliliśmy.  

Ja za to znalazłem w kontrze nowe zastosowanie smyczy, które ciesz moje oczy niebywale.
Jak się Wam podoba? 


2 września 2013

na kocią łapę czyli jak żyć ?

Generalnie nie uznaje innych stworzeń poza ludźmi i psami a i to też nie zawsze toleruje.
W drodze wyjątku i po kilku długich tygodniach zaakceptowałem jeszcze prosiaki.
Tym bardziej dziwi mnie czemu Martyna ostatnio stwierdziła, że żyjemy na kocią łapę.
"Żyjemy" czyli, że ja też ?!? W głowie mi się to nie mieści, jak tak można i co to oznacza ?
Jako że nie doszedłem do satysfakcjonujących wniosków postanowiłem podsłuchiwać ich dalej w tym temacie i chyba już wiem co to znaczy.

Według moich obliczeń
na kocią łapę polega na:

- spaniu w soboty do południa
- przerwach na kawę
- oglądaniu tvki do północy
- jedzeniu frytek
- obgadywaniu znajomych
- podglądaniu sąsiadów
- obieraniu ziemniaków



...a jeśli to nie o to chodziło to przepraszam.






26 sierpnia 2013

Kara za grzechy

Z nieskrywanym zdziwieniem odkryłem, że szkolenie z posłuszeństwa, którym mnie ostatnio straszyli doszło do skutku. Serio, myslałem, że tak się tylko ze mną droczą. Okazało sie, że nie. W pierwszym odruchu nie potrafiłem ukryć swojego niezadowolenia.  W prawdzie często mi powtarzają, że jestem krnąbrny, że nie wychowany, że skacze, pluje i łapie, że mało delikatny i nie turla się na zawołanie ale myslałem, że oni wiedza, że to nie oznaka braku manier a kwestia osobowości! Oczywiście M. się nie przyznała ale podejrzewam, a podejrzenia te graniczą z pewnościa, że to ona była prowodyrką tego całego zamieszania. To pewnie przez tę dziarę, która jej na łydce zrobiłem podczas naszej drugiej randki. Ale czy to moja wina, ze akurat mi podeszła jak z dwumetrowym drągiem biegłem po ścieżce? Albo to za te podarte rajty? Tylko za które- pierwsze, drugie czy szesnaste? Czy to moja wina, że lubie się kolczatka otrzeć kobiecie o nogi? A może chodzi o to, że skaczę z nieskrywaną miłością na wszystkich, którzy staną na mojej drodze? Ale co ja poradzę, że Stefcik taki wylewny, że nawet czasami przy tym skakaniu popusci z wrażenia?


Słowem- skwasiłem się i cały byłem na nie. Na szczęście Karina z Akademii Psa i Kota zmieniła moje sceptyczne podejście w uwielbienie dla jej osoby. Przyszła do nas i od razu poczułem miętę. Fajna babka muszę przyznać. Mnóstwo zabawek miała dla mnie i powiedziała, że Stefcik to super pies jest i taki w ogóle, że ach i och i, że mogę sobie jajka zachować bo kastracja nie potrzebna. Tym ostatnim argumentem ostatecznie przekonała do siebie zdystansowanego Kubę. Chłopak odetchnął z ulgą. Martyna takoż bo się pękała co K. na to wszystko powie. Przyznam szczerze, że nie sądzę żeby te szkolenia wypędziły ze mnie szatana nie mniej jednak kolejna ustawka z Kariną zaplanowana i ja się cieszę.

Jako że M.i K. lubują się w robieniu ze mnie palanta tym razem się odegrałem. Przez kilka godzin próbowali nakłonić mnie do połknięcie tabletek. Prośbą, groźba- nie szło. Co bym im utrzeć nosa, kiedy Karina spróbowała mnie podejść z tymi pigułami- zjadłem jej z ręki, na ich oczach! albo jak to mówią "in your face bitch!  ;)

22 sierpnia 2013

ABAŻUR

Od kilku dni swędzi mnie dupka a oni zamiast się ulitować, zamiast do serca przytulic psa, uraczyli mnie takim oto abażurem. Ale ile śmiechu przy tym było, że ho ho - 
BESTIE !!!
 












19 sierpnia 2013

Kto bogatemu zabroni ?





























Długi weekend za nami ale wspomnienia pozostały. Jestem tak wyczerpany byczeniem się na wygrzanej plaży i spijaniem drinków w towarzystwie pięknych pań, że ograniczę się do wklejenia kilku fotek.

A wy leszcze gdzie spędzaliście ostatni taki fajrant tego lata?





13 sierpnia 2013

Punk Rock Style


 Zainspirowany wpisem Dobrego Psa na FB
postanowiłem zaryzykować i naciągnąć M. na nowa smyczkę. Udało się bo obiecałem, że na takiej śliczniutkiej to nie będę ciągnął (jeah, right!).
Kłamstwo kosztowało mnie srogo. Postraszyli mnie, że od następnego piątku idę na jakieś tam szkolenie z posłuszeństwa, phi! Grunt, ze się udało...

















PS: Smycz jest z OhMyDog.
PS2: edycja- mamy 1 grudnia i z przykrością muszę stwierdzić, że smycz nie przetrwała próby czasu a szwy puściły przy kółeczkach do przepinania. Obsługa sklepu zaproponowała naprawę ale nie chciało nam się bawić w odsyłanie i sami zszylismy smyczkę u zaprzyjaźnionej krawcowej...

8 sierpnia 2013

Test 6 - Dirt Bike Park



Pewnie nie wszyscy wiecie ale mój Kuba jeździ na rowerze.  Ale nie tak zwyczajnie jak te leszcze na ostrym kole, o nie! On jeździ dużo lepiej, szybciej i w ogóle bajecznie śmiga. Coś ostatnio podsłuchałem, że chłopaki z  Nitro Circus się do niego dobijali ale chyba nie był zainteresowany. Bo też trzeba przyznać, że to jednak jest skromniacha i nie ma parcia na sławę.  Nie to co Stefcik rzecz jasna...
Różnica miedzy nami jest taka, że on ma pasję ale się nią nie chwali a ja tylko leżę i cuchnę za to pochwalić się tym jak najbardziej mogę. Jakiś czas temu zabrał mnie ten mój poczciwina na nowy tor, podobny do tych, na których zwykł się rozbijać. Wynikiem tej wycieczki jest test Dirt Bike Park (nie czaje języków obcych ale to chyba po bułgarsku). Jechałem cały zajarany, że zobaczę wreszcie co i jak. No i muszę przyznać, że tym razem się nie rozczarowałem- górki, pagórki, gdzie nie gdzie błotko, jakieś mostki. No po prostu Raj na ziemi. Jak tylko to zobaczyłem puściłem się w długą. A co ja gorszy jestem? Ja hopki nie przeskoczę? Normalnie poczułem się jak jednorożec na tęczy. Fakt, trochę mi przeszkadzali inni zapaleńcy co to na rowerach nad głowa mi śmigali ale jakoś to przeżyłem. Trochę brak szacunku tak szczerze mówiąc ale trudno.



Podsumowując- teren super, każdy nowy celebryta miło widziany, sielskie klimaty.
Już rozumiem tego mojego Kubę czemu czasami i pół dnia go nie ma bo sobie wywrotki woli fundować bez kasku niż ze mną na balkonie się pobyczyć (choć osobiście wolę to drugie).












 




PORADA WUJKA STEFANA: Jeśli i twój chłop ma pasje daj mu się wyżyć od czasu do czasu to potem będzie dla ciebie milszy !




6 sierpnia 2013

Nie gotuj psa- UWAGA-wpis dla ludzi o mocnych nerwach!

Niektórzy ludzie to mnie mocno rozczarowują.
Tyle jest akcji pod hasłem "Nie gotuj psa". Wszystkie media o tym trąbią. W gazetach foty przegrzanych nieboraków drukują i co? śmigło...



W ostatnia upalną sobotę (ponoć rekord temperatury w Ldz) wracaliśmy sobie wszyscy razem z parku do domu a tu taki obrazek! Szczęście, że M.miała aparat i udokumentowała ten niecny występek. Człowieku! Nie gotuj psa! Nie jesteś Chińczyk! Co za patałach zamknął bezbronnego buldoga w aucie? No po prostu brak mi słów. Krew się we mnie zagotowała ale K. mnie powstrzymał przed wybiciem szyby. Dobrze, ze kiedy wrócił właściciel pojazdu byliśmy już w bezpiecznej odległości bo nie ręczę za siebie gdyby był w zasięgu moich pazurów.








31 lipca 2013

Melanż na wywczasie czyli uroki wsi

Dzień Dobry, trochę mnie nie było ale cóż to-wakacje.
Co po niektórzy chcieli sobie po świecie pojeździć zatem mnie wysłali na wieś.
Brzmi kiepsko? Skądże! Okazało się, że wieś ma wiele zalet.
Przede wszystkim wieś zyskuje  na atrakcyjności kiedy JA na niej jestem. Powietrze się oczyszcza (magia bąków), trawa wilgotnieje 
(szczoszki), gleba się urzyźnia (sami wicie od
czego). Łono natury gęstnieje i odwdzięcza się tym co ma najlepszego-plonami, a z plonów to ja najbardziej lubię maliny i jeżyny. Fantastycznie łaskoczą moje wydelikacone podniebienie. Jedzenie na wsi w ogóle jakoś lepiej smakuje bo nie trzeba na nie czekać aż do 20. Je się od rana do nocy, co się nawinie na fafle. A może to zasługa miseczki w kwiaty? hmm, no sam już nie wiem.

Wieś jest też fajna przez to, że nie trzeba na niej ładnie pachnieć, czyścić łapek i poprawiać grzywki. Wieś to żywioł czyli to, co Stefcik lubi najbardziej. Jedyny taki minus, że na noc zamykali mnie tam w kuchni. Niby spoko bo blisko do lodówki ale to jednak trochę wkurzające było. Jeden, drugi, trzeci raz tak przesiedziałem ale do diaska-nie po to są wakacje żeby kimać w zamknięciu na podłodze. Doczekałem do weekendu i puściłem wodze fantazji. Wcześniej podsłuchałem przez siatkę gdzie baluje tamtejsza młodzież i opracowałem plan na wieczór no bo kto to słyszał, żeby celebryta w piąteczek na chacie siedział. Pomyślałem- pójdę, zakręcę się trochę, opromienie ich swoim blaskiem i wrócę zanim się wyda. Jak postanowiłem tak uczyniłem. Światła pogaszone, drzwi zaryglowane, wszyscy chrapią a Stefcik chyc przez okno i w długą. Co było dalej nie nadaje się już na blożka niestety...
Psim swędem zwąchałem drogę do domu i na pazurkach wdrapałem się po schodach nad ranem. To znaczy tak prawie na pazurkach bo tak to już jest, że im się starasz być ciszej tym gorzej wychodzi :/ Szczęście w nieszczęściu, że chwilę później, tą samą drogą, wracał osobnik z pokoju obok w dużo gorszym stanie niż ja i cała złość mojej gospodyni na niego spadła. A Stefcik śliczny, oczka zaspane i niewiniątko.
Jak przez mgłę pamiętam jakieś tańce, balety, dziewczynę na rurze i strzelające w górę kolejne kapsle a potem-długo długo nic. Nie było lekko otworzyć oko po tej próbie charakteru ale grunt, że nic się nie wydało i niech lepiej tak zostanie.
Dla zmylenia przeciwnika wyklejam kilka fotek dla babci - Stefcik w wersji light czyli "na małego ogrodnika".


9 lipca 2013

Test 5 - rarytas dla prawdziwego mężczyzny






Z okazji minionego weekendu, co by umilić mi lato w mieście
Martyna uraczyła mnie cygarem.
 To, że lubię alkohol, dziwki i koks wiecie już z wcześniejszych moich wynurzeń. Od teraz do repertuaru dodaje kolejne uzależnienie- cygara. Żeby nie było-nie, nie jestem zmuszany do konsumpcji tytoniu. Moje ulubione cygaro jest w pełni eko, bio, fit, i natural bo w 100% z bażanta. Nie wiem co to bażant tak do końca ale skoro da się go zjeść to wchodzę w to! Mówili mi, że to kubański bażant- jeśli jeszcze nie wiecie to te podobno są najwyśmienitsze.
Jeśli każdy kolejny weekend będzie okraszony takim rarytasem to ja nie potrzebuję już żadnych dodatkowych atrakcji od losu.











PORADA WUJKA STEFANA: Walnij sobie cygaro przy weekendzie pókiś młody