30 marca 2013

Wielkanocne upokorzenie

Martyna z Kubą dziś mocno mnie rozczarowali.
Postanowili znowu mnie upokorzyć i walnęli mi
sesje w wielkanocnym wieńcu. 
A co ja kurczak jestem ?!?
Efekty poniżej




29 marca 2013

Do pracy rodacy !

Dziś piątek wiec na zakończenie ciężkiego tygodnia słów kilka o pracy.
Martyna z Kubą często mówią o pracy, a nawet kłócą się na ten temat.
Że jest nudna albo, że za dużo jej itp. No i tak się zastanawiam - co to jest ta praca ?

Martyna mówi, że wychodzi do pracy. Najpierw myślałem, że to jakaś jej kumpela ale chyba ten trop jest fałszywy. Kuba tez ją ma ale nigdzie nie wychodzi w związku z tym naprawdę zgłupiałem ostatnio co to właściwie jest. Sprytnie podsłuchałem, że ta praca to im pół życia zajmuje. To już była jakaś podpowiedź. Jak tak patrze na Kubę to on pół życia a nawet ¾ spędza siedząc przy biurku i klika w klawiaturę i obrabia jakieś szlaczki co jak mini ćmuszki wyglądają na monitorze. Czyli to jest ta praca? Czyli to nie jest osoba tylko czynność? Taka czynność jak szturchanie miski, bieganie za piłka albo sikanie w windzie? Chyba nie bo Kuba ewidentnie nie ma z tego takiej radochy jak ja z powyższych zajęć.
Postanowiłem się przemóc i potowarzyszyć mu w tej pracy.

Ciemność widzę ciemność


Niestety myszkę ma tylko jedną więc zostało mi gapienie się w ekran. Od czasu do czasu puszczałem jakieś delikatne bluzgi w przestrzeń jak i on to zwykł czynić. Patrzę, patrzę i nic nie kumem, ni bu bu. Przeniosłem się na druga stronę biurka co by sobie zmienić kąt widzenia ale nadal nic w tym ciekawego nie odnalazłem. Wtem Kuba wstał i oddalił się o kuchni celem zaparzenia kawy. Co za ulga! To się nazywa przerwa, ja to znam! Przerwy są super bo mnie wtedy drapią za uszkiem, podrzuca jakiś przysmak, coś miłego powiedzą. Niestety, robienie kawy trwa tak krótko, że się nawet pies nie zdąrzy porządnie otrzepać a ten znowu siedzi z łapą na myszce. No i znowu nuda.
Ja to się tej Martynie już nie dziwie czemu ona mu ciągle jojczy, że za dużo przed tym kompem przesiaduje, też wariowałem a byłem w pracy ledwo kwadrans i to było o kwadrans za długo! Czemu oni nie mogli sobie życia ustawić tak jak ja? 3/4 przerwy a 1/4 pracy to zdecydowanie dogodniejsze proporcje - polecam!

Praca wygląda zdecydowanie lepiej z pewnej perspektywy

27 marca 2013

Wspomnienie weekendu czyli jak one tańczą dla mnie

Sobota w pełni. Starzy wychodzili na miasto co zapewne oznaczało, ze M. się nawali a K. będzie trzymał fason i opanuje sytuacje. Dla mnie to oznacza ni mniej nie więcej jak wolną chatę na kilka godzin. Pop corn juz sie praży, filmiki ściagniete, drinki się chłodzą. nie ma to jak weekend z kablówką.
Oni pewnie sa przekonani, że pobiegam za piłeczką, przełknę podgryzki i zwinę się w kłebuszek na swoim posłaniu - frajerzy! Hahahahaha....


Prawda jest taka, że zaraz wlezę im na ten mięciutki szezlong, wytrę dupkę o poduszkę, kimnę się ciutkę zostawiając kłebki sierści po kątach a następnie odpale tvkę. Na dobry poczatek X Factor, potem jakaś zacna sensacja a od połnocy pornole. Juhu!
Bawi mnie ta słodka nieswiadomość moich wspołlokatorów i przekonanie, że miejsce psa jest na podłodzę- taaa! Załuje, że flaszki stawiaja tak wysoko, że nie moge się do nich dodrapać, zupełnie jakby coś przeczuwali. Na szczęście na blacie przed weekendowym wyjście zawsze zostawiają jakies niedopite piwo w puszcze- yes! Puszkę wystarczy przeważnie lekko tracić nosem aby przypadkowo sturlała sie na podoge a potem należy juz tylko wylizac to c sie uleje. Rano czyli kło południa dnia następnego bezcenne jest to zdiwienie na twarzy -  " Zostawiłes browara w przedpokoju? " Tia, jasne, zostawił...


Albo jeszcze lepiej! odkad wiem, że M. ma problemy ze snem lubuje się w wyrywaniu jej z fazy REM. Zazwyczaj wtaczają się do haciendy około 4 nad ranem i budzą mnie pijackim bełkotem  ale ja Stefan nie pozostaje im dłużny. Niech sobie pośpią ze 2h a potem przystępuję do ataku. Z miną słodkiej kózki zaczynam trącać nosem i ślinić sie nad jej twarzą (czasem w pierwszej chwili myśli, że to K. i nie reaguje). Jesli to nie podziała zaczynam jojczeć, tak! To zawsze działa! No i dziewczyna już nie zaśnie drugi raz tej nocy bo taki ma styl i snuje sie przez całą niedziele w domu nie wiedząc co ze sobą zrobić a ja hyc hyc na koszyczek, słodki kłębuszek i podśmiewam się z nich w duchu do wieczora.
A za tydzień powtórka...




24 marca 2013

Niedzielne porno


Niedziela, słońce, lenistwo.
Nie piszę, nie robię, leniuchuje.
Niedziela to taki dzień kiedy mam totalnie wyjebane,
podobnie jest i w pozostałe dni tygodnia ale w niedzielę to takoś tak podwójnie.

Kilka nieprzyzwoitych fotek dla moich fanek:





20 marca 2013

Koneser

Kuba zwykł mnie nazywać "koneser".
Nie wiem dokładnie co to znaczy ale chyba mniej więcej tyle, że mam zajebisty gust.
Przede wszystkim kulinarny. Z tym nie sposób się nie zgodzić bo jem wszystko. Nie znaczy to, że wszystko mi smakuje ale spróbować zawsze mogę. Generalnie tak mam, że jak koło czegoś / kogoś przechodzę nie mogę się powstrzymać - muszę polizać. Też tak macie? Większości z tych obiektów okazuje się niestety niejadalna ale spróbować zawsze warto.
Zanim dołączyła do nas Martyna jadłem głównie psia karmę, psie groszki, ćmuszki, Delicje i Nutellę.
Odkąd mieszkamy w trojkę (w zasadzie to w piątkę bo są jeszcze dwa prosiaki ale o tym przy innej okazji) moje menu znacznie się wzbogaciło. Ostatnio gustuje w kuchniach świata.
Absolutnym hitem, który z czystym sumieniem mogę polecić są bliny. Szczególnie takie ze śmietanką albo kremem czekoladowym- łapy lizać! Całkiem niezłe są tez muffiny (patrz: Party Time). Za to totalnie nie przypadło mi do gustu sushi. Martyna z Kubą robili je już dwa razy i raz podrzucili mi taki krążek z ryżu, kawałek łososia tam nawet był ale jakoś nie urzekło mnie to kompletnie. Leżał taki zdechlak w misce 2 dni. Nalawirowałem się nieźle żeby zjeść moją karmę tak, aby nawet nie musnąć tego azjatyckiego ohydztwa językiem. Moje wyrafinowane podniebienie nie było najwyraźniej gotowe na taki rarytas. Lubie czasami spróbować tych nowinek kulinarnych, które oni sobie fundują ale większość dupy nie urywa szczerze mówiąc.

- żółtej fasolki
- marynowanego imbiru
- wacików po zmywaczu do paznokci
- mrożonego groszku (wchodzi w zęby)

OSTRZEŻENIE WETERYNARYJNE: pamiętajcie też, że nie opłaca się lizać niczego na mrozie (nawet jajek), mam z tym przykre doświadczenia ...




18 marca 2013

Alternatywy 4

Dziś o 19 w moim bloku odbyło się spotkanie mieszkańców.
Jako że jestem nowy na włościach postanowiłam stawić się na wezwanie.
Poczochrałem grzywę, wylizałem jajka i udałem się na miejsce zbiórki.
Jakież było moje zdziwienie kiedy się okazało, ze jestem jedynym psem w tej ludzkiej zgrai tłoczącej się przy windzie. A dałbym sobie ogon uciąć, ze przez ścianę mieszka jakiś czworonóg. Po cichu liczyłem też na Kajtusia z góry, którego raz udało mi się wystraszyć na korytarzu- potworna bestia w typie jorka.
No nic pomyślałem, sam stawię czoła sąsiadom w imię słusznej sprawy (jeszcze wtedy nie wiedziałem do końca jakiej ale nastrój miałem bojowy).

Po godzinie nudy totalnej doszło do odczytania regulaminu korzystania z trawnika i tu mi uszy stanęły dęba kiedy się dowiedziałem, ze na teren, na który mnie kilka razy wyprowadzono jest zakaz wstępu dla psów! Wstyd i hańba pomyślałem, aż się we mnie zagotowało. Ludzie tam pety regularnie rzucają a ja nie mogę sobie szczoszka od czasu do czasu puścić?!? Przecież za mnie też czynsz płacą, tez tu mieszkam, blok blaskiem swym opromieniam a tu taka potwarz!
Zostałem przegłosowany i po odczytaniu wyników ostentacyjnie opuściłem salę obrad. Ludzie to jednak głupie są. Ja im się jeszcze kiedyś odgryzę!




steFAN - idoli mam juz w samym imieniu wiec lajkucie a spłynie na Was mój blask i cześć.


Zapraszam na mój profil na FB

http://www.facebook.com/stefan.boxer.1

parcie na szkło

Jak zostałem Laureatem

Dwa tygodnie temu...
Śpie sobie drzemie, suczki przez płot skaczące liczę a tu nagle armagedon.
Martyna się na mnie rzuca, tarmosi, piszczy coś, krzyczy.
O co kaman? Stało się co? Hacjendę nam zalało czy jak?
No szok taki, że się ogarnąć dłuższą chwilę nie mogłem i pytam się co takiego ważnego i ekscytującego żeby psa ze snu wyrywać?!?
No ale honor zwróciłem jak prawdę poznałem.
Otóż Martyna zgłosiła moje zdjęcie na konkurs i ja ten konkurs wygrałem! Ja Stefan wygrałem konkurs!
Nie wiem w zasadzie kto w większym szoku był- ja czy Kuba bo on to totalnie w moją wygraną nie wierzył.
Mówił, że konkursy to są ustawione, że się na tym zna i żeby nam przykro z Martyną nie było jak się sprawa rypnie. No i mu los taką figę pokazał! Co tam figę, faka najnormalniejszego.
No i od tego czasu dumną ksywę "laureata" noszę.
Hiszpańska seniorita


Jak mi tę fotę strzelała, w Ostatki, to mnie kurwica strzelała no bo kto to widział, że pies i to bokser a nie jakiś pinczer czy inny jork w żabotach i koralach popitalał ale taką radochę dziewczyna z tego miała, że żal mi było jej tę zabawę psuć. Widać czasem warto z siebie wała zrobić dla wyższego celu.
W ramach dziękczynienia kiełbachę dostałem, krakowską zwyczajną choć przyznać muszę, że smak to raczej nad zwyczajny miała. No i gitara.

17 marca 2013

O psie, który podróżował tramwajem

Liczyłem jak co tydzień na błogie niedzielne lenistwo ale nic z tego.
Martyna wymyśliła wycieczkę przez pół miasta na urodziny wujka.
No spoko, Stefcik na imprezkę zawsze chętnie a poza tym taki tramwaj to też jakaś atrakcji.
Pobiegliśmy wiec przez skrzyżowanie i siup siedzimy w MPK.
No i się zaczęło- feria zachwytów nie miała końca.
Dzieciaki w euforii, babki cmokają, miny stroją takie, że jakby się zobaczyły to by przestały pewnie.
"Jaki śliczny piesek" "Można pogłaskać? " "Mamo, kupimy takiego pieska?"
Można głaskać, można chwalić, Stefcik dzielnie zniesie zachwyty nad nim samym.

Jeden taki gostek to mi najbardziej podpasował bo waliło od niego na kilometr i torbę miał z takimi fantami co to zapach trupa wydzielał. Od razu pomyślałem- swój chłop musi być, życiowy facio.

Wtem co widzę? Martyna bilet wyciąga.
Dziewczyno, mówię jej, weź się opamiętaj! Jak będzie kontrola to ich na swój urok osobisty wezmę.
Ale ta nie, uparła się, że skasuje. I co ? Prawie 3 PLNy jak krew w piach bo oczywiście żadnych kanarów nie było. Lepiej by podgryzka mi jakiegoś za to kupiła.

Trzęsło trochę w tym tramwaju ale się potem na przesiadkę skusiliśmy do nowego taboru no i to już po prawdzie  luksus był. Ładne to to, ciepłe, ciche. Muszę przyznać, że sceptycznie odnosiłem się do pomysłu wstania z wygrzanego koszyka i wyjścia na mróz ale taka wycieczka od czasu do czasu to spoko rzecz.
Polecam, szczególnie linię nr. 8 i 15.



16 marca 2013

Party Time

Witam,
skoro tu zaglądacie to pewnie znaczy, że albo dosięgła Was moje sława albo musicie się strasznie nudzić żeby czytać bloga prowadzonego przez psa.
Dla tych co jeszcze jakimś cudem nie poznają mojej facjaty jestem Stefan.
Tak po prawdzie to miałem uruchomić tego bloga w piątek ale tak się składa, że tego dnia miałem czwarte urodziny.


Pina colada, psie babeczki i ja-zestaw imprezowy de lux
 Sie wie, wpadło kilka dziewuch, były podgryzki, drapanie za uchem prawym, drapanie za uchem lewym, drapanie po brzuszku. Alko lało się strumieniami i od samego patrzenia na to aż szumiało w głowie.
Niestety, kac mnie pokonał na 24 h i stąd małe opóźnienie. Ledwo się ogarnąłem także na pierwszy raz to będzie tyle. Śledźcie, klikajcie, oglądajcie, linkujcie, pochwały mile widziane.
Do miłego!

PS: Rempa- byłas cudowna, dzięki!