14 maja 2015

Ograniczony czy ograniczający ?

Wszyscy rozpisują się nad zaletami posiadania psa. No bo fajnie jest mieć włochatego przyjaciela, który cieszy się na twój widok za każdym razem kiedy wchodzisz do domu. Miło gdy wyciągnie na spacer, gdy nauczy się nowej sztuczki albo dyszy rano nad twarzą sygnalizując rozpoczęcie nowego dnia.

A czy są jakieś wady tego stanu? Otóż podobno są. Ale o tym się raczej nie mówi, bo o takie mniej fajne jest i źle na zdjęciach wychodzi. W sumie to jest ich nawet niemało. Po pierwsze gdy pies bywa ograniczony. Na przykład umysłowo jak ja i nie ogarnia wszystkiego czego się od niego wymaga. Albo gdy ogranicza go choroba bo wtedy to ograniczenie przechodzi też na człowieka. Czasami pies nie zejdzie sam po schodach bo już stawy nie te. Czasami nie zjedzie nawet windą bo się boi i trzeba go taszczyć na rękach z czwartego piętra. Czasami się porzyga albo posika w  najmniej odpowiedniej sytuacji i co gorsza przy publiczności. Czasami zawarcz i przestraszy. Nierzadko patrzy na człowieka z miną typu "What the F**K?" i wtedy człowiek już wie, że nic z tego nie będzie, że będzie leżał tam gdzie się uwali bo nie ma ochoty dupska ruszyć, że nie zje karmy za 300 PLN bo nie i wtedy człowiek idzie w koszty i się może wkurzyć nawet.

Ale nawet jeśli wasze psy są wybitnie zdrowe i inteligentne to i tak mogą was ograniczać. W czym? Ano np. w czasie wolnym. Oczywiście fajnie jest spędzać go z psem ale ile można? Czasami chcesz zostać sam/sama albo poprzytulać się z kolegą na łonie natury za miastem a pies sam się nie wyżywi i nie wyprowadzi. W Zgierzu rozwiązywaliśmy tę zagwozdkę tak, że sąsiedzi mieli klucze do naszej hacjendy i dzieciaki zza ściany wręcz czyhały na okazje żeby się móc mną zaopiekować. Opieka polegała na spacerze po osiedlu, buziakach i wkładaniu różnych rzeczy do uszu - moich albo ich w zależności od nastroju. Ja też, nie ukrywam, bardzo to lubiłem. Teraz, w Wielkim Mieście ludzie pozamykani na cztery spusty i dwa alarmy, nikt gęby na klatce nie otworzy a o sąsiedzkiej pomocy możemy zapomnieć. Chyba, że pomocż nazwiemy kablowanie na siebie do administracji. Jest w prawdzie rodzina, która jednakże posiada psa-mordercę, którego kły już raz znalazły się poniżej mojego podbródka i zostawienie mnie z nim na jednym podwórku oznaczałoby armagedon. Zostaje rodzina dalsza. Dalsza o 90 minut jazdy w jedna stronę. Pomocne ale nie zawsze wygodne, Całe szczęście, że w tej sytuacji mamy auto bo 'podrzucanie' mnie do nich pociągiem to by było dodatkowe półtorej godziny a tak długie "podrzucanie" obawiam się, mogło by wywołać torsje - u mnie albo u nich. 

W przypadku psów typu Stefcik ograniczające bywa tez podróżowanie komunikacją miejską. Ja nic nie mam przeciwko tramwajom ale pozostali pasażerowie - zwłaszcza ci, którzy nie lubią obślinionych nogawek nie wykazują się zbytnia tolerancją wobec psów. Pozostaje więc auto lub dreptanie na piechtę.

Czesto jest po prostu tak, że w posiadaniu psa najbardziej ograniczają inni ludzie, którzy nie rozumieją moich praw i odnoszą się z dezaprobatą do mojej obecności w ich otoczeniu.

W niwelowaniu ograniczeń z psem związanych pomocne są następujące czynniki:
- psolubna rodzina / znajomi 
- w miarę unormowane godziny pracy 
- finanse na medyka

Zasadniczą zaś wadą psa w funkcji blogera, ograniczającą rozwój bloga, jest niechęć do pozowania. Przy odrobinie wysiłku można jedna nakłonić bestię do sesji pod warunkiem, że nie trwają one dłużej niż kwadrans i okraszone zostaną przysmakami.

Podejmujący wyzwanie powinniście  pamiętać, że ze względu na powyższe, pies potężnie ogranicza budżet domowy. O tym więcej pisałem przy okazji akcji Psijacielu drogi.

Podsumowując - człowiek odpłaca się psu, ograniczającego jego swobody czasowe i finansowe, blokując swobody psa - nakazami, szkoleniami, dietą i szelkami ( o tym ostatnio wkrótce).

Pies nie jest zatem dla każdego mili państwo. Ja na przykład w życiu bym psa nie chciał. No chyba, ze mopsa, ewentualnie...



6 maja 2015

-Nuda-


Zastanawiacie się czasami co robi pies, gdy zostaje sam w domu ?
Wbrew obietnicom nie pojechałem w tym roku na majówkę w tropiki. Nie pojechałem bo K. niecnie i w ostatniej chwili zamienił  się z bratem na auto. Niby nic takiego co nie? Ale nie widzieliście tego mobilu!Jak usłyszałem - samochód na takim wypasie nie jest dla psów przeznaczony a znając brata  pół włoska sierści mogłoby wywołać zawał w rodzinie. Także nie pojechałem. Zostałem w domu. Sam. No taki nie do końca sam bo przecież prosiak też nie pojechał ale nie cenię sobie zbytnio jego towarzystwa więc prosiak był ale jakby go nie było. Do czasu oczywiście ale o tym później.

Siedzę na kanapie. Płachta, która niby miała ją ochraniać przede mną została już skrzętnie skopana jakiś kwadrans po ich wyjściu. Siedzę, a raczej leżę i przede wszystkim nudzi mi się. Jak mi się nudzi to zazwyczaj jojczę,no ale tym razem nie było do kogo więc i to odpuściłem. Jak za długo się nudzę to z tych nudów usypiam. Ale ileż można spać! jak się śpi za długo to dupka zaczyna swędzić i chcąc nie chcąc trzeba się ruszyć. Dźwigam się zatem z kanapy i zaczynam węszyć. Pierwsze kroki zazwyczaj kieruje ku sypialni. W sypialni uwalam się na łóżku i mam punkt obserwacyjny na drugą część osiedla. Niestety chyba ostatnio coś za dużo śladów na pościeli zastawiałem i ci moi się wycwanili i zaczęli mi odcinąć drogę do tej części mieszkania. Także odbijam się od drzwi i zerkam do łazienki. Pech - deska sedesowa opuszczona czyli nici z kiblowego drinka. Ech...wracam do salonu. Podchodzę do okna. Okna na świat. Świat jest fajniejszy niż mieszkanie bo daje choć namiastkę atrakcji typu:


- szczekające psy - nic nie kumam ale się przysłuchuję. Wyłapuje pojedyncza zdania- "Siku, stój, siku!", "Nie ciąg tak...", " Kałuża jupiiii!".

- karetka / policja - jako że mieszkamy koło komendy to często coś tam wyje. Z nudów wyję i ja. Ich syreni śpiew budzi we mnie zew natury.

- ptaki - szczególnie sroki - siadają na balkonie, wypatrują miski a potem wyjadają moje groszki i rodzą pisklęta mutanty. Jak się dobrze zaczaję to udaje mi się czasami je spłoszyć - tyle mojego.

- gity na trzepaku pod blokiem. Oni to mają życie! Normalnie ludzkie dramaty, mogę słuchać tych historii godzinami. To dużo lepsze nawet niż TV-ka  a jak jeszcze który zacznie gwizdać! TVN powinien zrobić im reality show "Jak oni gwiżdżą".

- sąsiedzi - najciekawsi są ci najgłośniejsi. A już w ogóle superowi są ci z góry. Oni mają taka ułańską fantazję i regularnie przerywają moją nudę wyrzucając przeróżne przedmioty przez balkon. Leżę sobie spokojnie a tu nagle choinka leci, albo woda z donicy. Nigdy nie wiesz czym uraczą cię kolejnego dnia.

- prosiak - ten to skubany niby siedzi sobie w tym swoim domku i nic nie robi. Czasem wylezie tylko coś podjeść i zaraz znowu się chowa. Do czasu. Do czasu aż go najdzie i znienacka zaczyna gryźć swoją hacjendę. Śpię sobie w najlepsze, oddaje się marzeniom o tropikalnych plażach i nagle hałas na pół mieszkania. Gnida zaczyna sobie tępić zęby o drewniane ścianki  a ja dostaje zawału.

Także tak to wygląda w skrócie gdy jestem sam. Niby w koło tyle bodźców, tyle fascynatorów a ja jednak głównie się nudzę. Ale wiecie co jest w nudzie fajnego? To, ze kiedyś się kończy. A jak się kończy bo M. i K. wracają to jest takie szczęście, że aż czasem popuszczę w korytarzu na sam ich widok. Nuda zostaje mi wynagrodzona przytulaskami i spacerem. Oni zawsze mają wyrzuty sumienia, że mnie samego porzucili w czterech ścianach i zabierają zaraz do parku i dają podgryzki. Przepraszają słowem i uczynkiem, a ja te odruchy skruchy przyjmuję z godnością.