31 grudnia 2014

!!! ale w koło jest wesoło !!!

Za 5 lat będę miał 12 wiosen na karku i będę stary.
Dlatego póki jestem młody powiem Wam czemu warto cieszyć się życiem.

Życiem cieszymy się gdy jest wesoło. Aby było wesoło trzeba spełnić kilka warunków.
Po pierwsze nie należy być samemu. Trzeba obdzwonić znajomych żeby do nas przyszli - ale tylko tych których lubimy i, którzy w miarę znośnie wyglądają i nie śmierdzą. Aby było jeszcze weselej trzeba z tymi ludźmi jeść i pić. Jeść można rękami, prosto z miski.  Pić natomiast, jak mawiał klasyk, trzeba umić. Z doświadczenia wiem, że najlepiej smakuje  wszystko co zawiera glutaminian, trufle i szampana - mniam !

Elementem podnoszącym poziom wesołości może być ciekawa stylówka - nic tak nie poprawia przecież nastroju jak zgrabny frencz i garść brokatu. Na koniec nie zapominajcie, że wesołość wzmaga skoczna muzyka !

Apogeum radości z życia następuje raz do roku. Ten moment zwyczajowo nazywany jest "Sylwestrem" choć nie rozumiem czemu nie "Stefanem" - Wysoka Izbo postuluję zmianę! Tego wieczoru, z bliżej nieznanego mi powodu ludzie stają się nagle starsi i, co szokuje jeszcze bardziej cieszą się z tego bez godności. Mnie ten stan się udziela i też się cieszę no bo w końcu  każdy powód jest dobry żeby sobie poskakać.

Do sedna rodacy! W związku z powyższym życzę Wam co byście się dziś opili, najedli,
wyskakali, wyprzytulali i nie byli przy tym sami bo to by mogło jednak trochę żenująco wyglądać.
Jak mawia przysłowie "Jaki Sylwester taki cały rok" także nie dajcie okazji się zmarnować!



PS: Do mojego fana, który martwił się o moją tuszę po świętach - pragnę donieść, że Stefcik nie tyje gdyż jest idealny i utrzymuje formę nawet w tych trudnych, okołowigilijnych czasach.



17 listopada 2014

Smutek / smuteczek

Jesień, prawie zima. Rano zimno, po południo cimno.
Jednym słowem smutno się zrobiło ostatnimi czasy.
Co to w ogóle jest ten smutek ?
Jakie są jego rodzaje ?
Przykładów kilka poniżej...



* Smutek jest na przykład wtedy gdy nie pozwalają wejść na łóżko. Normalnie to pozwalają ale kiedy pościel jest świeżo po praniu a prześcieradło pachnie krochmalem to zabraniają. Brak logiki jak dla mnie - przecież taka pościel bez śladów łap, bez sierściuchy to jest świeża tylko z nazwy.


* Smutek jest wtedy kiedy nawet słodkie minki nie pomagają. Kiedy słyszę "nie wolno", "nie dostaniesz", 'odejdź stąd", "nie właź".


* Smutek jest wtedy kiedy balkon jest otwarty a nawet nie chce się na niego wychodzić.


* Smutek jest wtedy gdy widzę wacik nawijany na palca. Bo taki zabieg oznacz tylko jedno - czyszczenie uszków . Wtedy to jest smutek pomieszany z przerażeniem.


* Smutek jest też wtedy jak mnie na klatce albo balkonie przypną a na pokojach ludzie się panoszą. Źli ludzie, którzy nie lubią nachalnych psów jak Stefcik.


* Smutek jest wtedy jak robią grilla pod balkonem. Zapach przecież leci do góry gamonie! A na górze czyli na balkonie jestem ja i tylko wącham, niczego nie kosztuje.


* Smutek na pewno jest wtedy gdy człowiek szlocha. Wtedy psy bardzo się przydają bo psy proszę państwa mają w uszach rada smutku. Zaalarmowane atakują człowieka pyskiem, włażą na kolana, zlizują łzy, a wszystko to aż do momentu kiedy człowiek przestaje się smucić i zaczyna przytulać. Wtedy psy - w tym i Stefcik - oddalają się z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.


* Smutek jest wtedy gdy coś bardzo dla psa wartościowego, bezcennego wręcz wpadnie pod kanapę. Taka np. piłeczka, kong albo sucha skórka od chleba. Poturla się to niecnie pod samą ścianę, w najdalszą dziurę i nie chce się wytoczyć. Wtedy jest tak smutno, że zaczynam skomleć. Najpierw cichutko, potem coraz głośniej. Jeśli to nie zadziała stosuję sprawdzoną metodę "wejdź człowiekowi na głowę". Póki nie zrozumieją, póki nie złączą się ze mną w bólu, nie zlezą z fotela, nie odsuną kanapy to sobie skomlę ze smutkiem.


* Smutek jest wtedy gdy K. wychodzi i zostawia psa na pastwę losu. Smutek potęguje fakt, ze on wychodzi najczęściej do lasu, a jak wiadomo, w lesie jest przefajnie. Wtedy smętnie obijam się po mieszkaniu i smutnymi oczami wypatruje go przez okno. Każde stuknięcie, puknięcie, każdy zgrzyt zza drzwiami daje nadzieję, że to On wraca. Smutek tym większy gdy okazuje się, że jednak nie, że to tylko sąsiedzi za ścianą się tarmoszą, hałasują, pukają do drzwi, tupią w windzie, bezczelni !


* Smutek największy jest jednak kiedy K. się denerwuje. M. przeważnie też jest wtedy w podobnym stanie i zaczyna się armagedon w stylu "bo ty zawsze", "bo ty nigdy". Wtedy to jest smutek największy z możliwych bo wolę jak jest miło niż na odwrót. Wtedy, w tych najsmutniejszych momentach usuwam się im z pola widzenia coby przy okazji nie oberwać za czyjeś winy. Wtedy siadam sobie grzecznie we wnęce przy drzwiach. Nie widać mnie, nie słychać, Oddech mój tylko zdradza smutek i strach.

Smutek tak ogólnie rzecz biorąc potrzebny jest tylko do tego, żeby w pełni docenić czas gdy go nie ma.




29 października 2014

Winter is coming

Trzeba stawić czoła przykrej prawdzie.
Jest zimno, coraz zimniej. Ta tendencja najprawdopodobniej się utrzyma.
Dupka marznie. Miska wróciła z balkonu do mieszkania.
Czarne worki pełne zgniłych liści straszą ponuro szeleszcząc na wietrze.
Zniknęły uśmiechy, klapki poszły w odstawkę.
Kaloryfery jeszcze nie odpalone a już wieje spod framugi.

Słowem - zima przyszła.
Taka jeszcze głupia, bez śniegu i wszystkich tych fajniejszych atrakcji.
Na razie zima polega na tym, że jest szaro, zimno i ciemno już po obiedzie.
Mnie to w sumie wszystko jedno gdyby nie fakt, że latem mam nieograniczony
dostęp do balkonu a teraz to już niekoniecznie.

M. wyciąga po woli coraz to cieplejsze swetry i kurtki.
K. siedzi przy kompie z kapturem naciągniętym po sam nos.
Szczególnie jak wracamy z porannego joggingu z odmarzniętymi paluchami.
Jak to mawiają starzy górale - piździ proszę Państwa jak w Kielcach.

W ramach zimowej stylówki polecam szczególnie parki z futrzanymi kapturami ***
Jak widać na załączonym obrazku pasuje każdemu w każdym wieku.



*** parka ze zdjęcia, ściągnięta wprost z celebryty do kupienia na allegro, szczegóły na priv.


19 października 2014

Bloger kosztuje choć nic nie kupuje



Niedzielny poranek. Lekki kac. Jajeczniczka wchłonięta, czas obczaić fejsa.
Przeglądając weekendowo - imprezowe foty znajomków trafiłem na profil Białego Jacka a potem już łańcuszkiem do Niuhacza  i na akcję dla blogerów Psijacielu Drogi . 
Idea akcji jest prosta - podsumowujemy ile kosztuje utrzymanie psiego blogera - robimy wielkie oczy, że aż tyle - i wrzucamy w poście ku przestrodze beztroskim przyszłym posiadaczom zwierzaków, którzy uważają, że pies kosztuje tyle co smycz ze sznurka i ziemniaki z obiadu.
Otóż nie! Choć ja akurat jestem bardzo ekonomiczny w utrzymaniu jak na takiego sporego byczka.
Zgodnie z zasadami podliczyłem, podsumowałem, pomnożyłem i podzieliłem na dwie zasadnicze kategorie - wydatki obowiązkowe i nadprogramowe. Wyniki poniżej.


Ile miesięcznie wydacie na dorosłego boksera bez większych problemów zdrowotnych i fanaberii żywieniowych:
- 120-180 zł - to koszt karmy, w zależności od dostępności kupują mi różne marki stąd wahania w cenie. Dobrze jest raz na jakiś czas zmienić smak karmy no bo ileż na boga można jeść groszki o smaku cielęciny z zającem...
- jak już mam powyżej uszu suchej karmy dorzucają mi trochę mokrej z saszetki. Taka saszetka to kosztuje ok. 2,50 i pochłaniam ich kilka w tygodniu.
- do absolutnie obowiązkowych zakupów zaliczam podgryzki. Te moje kosztują ok. 6 zł za paczkę. Paczka zawiera 5-6 podgryzków i  w zależności od okoliczności paczka starcza na 2, 3 dni.
- wizyty u weterynarza - raz do roku jadę na przegląd - zęby , jelitka, dupka itp. Jako, że Pan Weterynarz jest moim fanem płacę rzadko i niewiele ale to przywilej nielicznych. Zazwyczaj idąc do weta warto mieć stówkę w kieszeni. W zeszłym roku miałem pewien wstydliwy problem i potrzebna była dość szybka interwencja. Nie było czasu ani warunków co by jechać do mojej przychodni i całodobowa klinika w centrum Ldz zgarnęła 140 zł za zabieg + piguły, które po 2 tyg. trzeba było dokupić za kolejne 80 zł. Jeśli chcecie mieć psa musicie liczyć się z takimi sytuacjami.
Ile wydacie w ramach rozpieszczania dorosłego boksera - szafiarki :
- raz na kilka miesięcy M. kupuje mi nową smycz. Wersja podstawowa, przepinana w moim ulubionym kolorze to koszt 40 zł. Bardziej spimpowana smyczka czy obroża to potrafi nawet 70 zł kosztować.
- kong na smaczki - 60 zł ale jest nierozgryzalny więc myślę, że to zakup na lata
- nowa zabawka przy moim szczękościsku to koszt ok. 20,30 zł na 2,3 miesiące


Darmowe udogodnienia:
- kanapa - moje główne legowisko, była już tu jak się wprowadzaliśmy więc kosztowała nas 0 zł.
- kąpiel z masażem - woda z ryczałtu + wegański szampon M. czyli tu tez nie dokładam ani grosza
- mój manikur robi się sam, wystarczy porządnie potrzeć łapami o beton w czasie biegów ale jeśli będziecie mieć problem z tym tematem, dowolnie wybrany wet skróci wam pazury za 10 zł.
- wódka, koks, Nutella - te dobra dostaje od moich fanów więc cen nie kłopoczę. 

Podsumowując - jeśli nie macie wolnych dwóch stówek w domowym budżecie, co najmniej  1,5 h czasu na spacery, pracujecie więcej niż 8h dziennie mieszkając samemu i przeszkadza wam ślina na ubraniach  nie decydujcie się na boksera. 

Jeśli myślicie, że małe zwierzątka typu gryzonie nie wymagają takich nakładów i tyle zachodu to możecie się solennie dziwić bo nasze dwa prosiaki pochłaniają dokładnie tyle samo kaski co ja a ważą tyle co moja lewa stopa.

do posłuchania na koniec

12 października 2014

Taki jestem rysunkowy...



Szanowni Państwo, dziś zaprezentuję wam nie byle co.
M. od roku z górką namawiała K. na stworzenie logaska blogaska.
K. to nawet całkiem zdolny jest w te klocki, jego branża w końcu.
Maluje od niechcenia i w kolorze więc wydawałoby się idealny kandydat.
No niestety, chłopak pozostał nieugięty i nie podatny na psie i kobiece wdzięki.
Raz chwycił za długopis ale efekt był marny raczej.
M. znudziło się więc bezowocne jęczenie i sama wzięła się do roboty.
Prób było kilka. Mniej i bardziej udanych ale do dziś raczej więcej było tych pierwszych.
Dziś za to od rana pozowałem a ta próbowała ponownie wykrzesać z siebie szczątki talentu.
W międzyczasie 3 razu usnąłem i rzygnąłem żółcią ale było warto.
Efekty współpracy prezentuje poniżej (patrz też : nowa favikonka )
Nie zdziwcie się jeśli wkrótce zobaczycie wlepki z moją podobizną na mieście...


Stefcik by Kuba


nowe logo w technikolorze


25 września 2014

Po co jesteś ?

W poprzednim wpisie podzieliłem się z Wami swoimi przemyśleniami nt. zawiłości tożsamości.
Jeśli już wicie Kim jesteście (ja nadal się waham) pozostaje odwieczne pytanie o sens życia czyli -  Po co?

Po co tu jestem?
Po co wstaje co rano?
Po co szwendam się pomiędzy innymi ?

Jaki sens ma ta codzienna mordęga? Czy wszystko dzieje się po coś? Odpowiem Wam moi mili na te pytania zgodnie z tym, co podpowiada mi moja psio-szafiarska natura. Zacznijmy więc od początku...

marzec 2008 - w ciemnej piwnicy, na sianie, w iście biblijnych okolicznościach przychodzę na świat. Po co ? Celem nadrzędnym tej sytuacji było uczynienie mojego przyszłego właściciela najszczęśliwszym człowiekiem na globie. Udało się!   Ilekroć K. na mnie patrzy, nawet jeśli początkowo towarzyszy temu obrzydzenie, zawsze finalnie są przytulaski i radość obopólna.

lipiec - wrzesień 2008 - cinżko choruje, umieram prawie. Po co? Celem wystawienia K. na pierwszą z wielu prób. Muszę przecież sprawdzić czy mój człowiek wart jest tego zaszczytu aby mnie mieć na wyłączność. Obaj zdajemy egzamin!

kwiecień 2009 - gonie pszczołę i daje się ugryźć. Po co? Po pierwszym seansie filmu Rocky wydawało mi się, ze obita morda i podpuchnięta kufa będą wyglądały seksi. Nie wyglądały. Na dodatek strasznie bolało i mam już na całe życie nauczkę, żeby nie łapać paszczą niczego co brzęczy.

lipiec 2009 - popełniam pierwszy mord. Pozbawiam życia niewinnego gołębia. Po co ? sam nie wiem, to była klasyczna zbrodnia w afekcie. Po tym wydarzeniu omijam wszelkie ptactwo bo wyrzuty sumienia ciążą mi do dziś.

wrzesień 2010 - jestem już na tyle dorosły, że zostaję - jak to się pięknie mów - dopuszczony. Tylko szkoda, że bez żadnych instrukcji i nic romantycznego z tego nie wychodzi. Po co ? Chyba miałem spłodzić małe Stafaniątka ale akcja zakończyła się fiaskiem.


Przez kolejnych kilka lat nic ciekawego się nie dzieje. Kolejni ludzie pojawiają się i znikają. Taras w Zgierzu jest całym moim światem.

luty 2012 - pojawia się w naszym życiu M. Po co ? Chyba żeby wybić nas z tej naszej małej stabilizacji, wyciągnąć z domu do świata. Ten przełomowy moment sprawił, że:

- mogłem bezkarnie wchodzić na łózko i wylegiwać się w pościeli do południa
- nauczyłem się malować i chodzić w spódnicy
- miałem okazję spróbować sushi i wielu innych potraw, które wraz z nią zawitały pod strzechy
- zostałem blogerką
- przeprowadziłem się do prawdziwego miasta

marzec 2013 - zakładam bloga. Po co ? Celem uszczęśliwienia jeszcze większej części populacji. Udało się ?


17 września 2014

Kto ty jesteś ?

Czasami zastanawiam się nad odpowiedzią na to pytanie. Szczególnie kiedy nadchodzi jesień i popadam w melancholię. Tak zwany stan zawieszenia. Na przykład zawieszam się na ścianie. Ale nie ja haczyku tylko wygląda to mniej więcej tak, że przez dłuższą chwilę stoję, kark rozluźniony, głowa zwisa, wzrok wlepiony w jeden punkt. Punkt na absolutnie gładkiej, nowo wymalowanej ścianie, który nie jest dostrzegalny żadnym innym okiem poza moim. Stan zawieszenia potrafi trwać do kilku minut albo dopóki któryś z zaniepokojonych domowników mnie z niego nie wyrwie. Stoję i myślę. no bo niby wyglądam jak pies, nawet całkiem rasowy ale jestem blogerką. Paraduje czasem w ludzkich ciuchach, jem ludzkie jedzenie i spię z ludźmi na ludzkim szezlongu. Jednocześnie walę kupę na dworze czyli nie jak ludzie (tzn. zazwyczaj nie jak ludzie).
Najbardziej się gubię jak do mnie mówią ci moi. Bo mówią różnie i mącą mi tym w głowie potwornie.
Przykładowe słowa określające Stefcika:

Stefan - klasycznie i po ludzku

Sztefi - z niemiecka (jestem Niemcem spod Częstochowy ? a tam przypadkiem nie rezydowali Szwedzi? Ciekawe jak po szwedzku byłoby Stefan...)

Bubinek (to od rana albo jak mnie na długo zostawili i mają wyrzuty sumienia)

Koza (w wakacje byliśmy w ZOO i faktycznie, pewne podobieństwo dostrzegam)

Nutria (???)

Gorylica (to po tym jak byli w kinie na "Planecie Małp") 

Kuc Zagłady ( to jak robię głupią minę)

Niuniuś (o nie...)

Ta Pierdoła ( to głównie M.)

Śmierdziuch  (to w zasadzie zawsze M.)


słowem : pies o wielu twarzach



No i badź tu mądry KIM JA JESTEM ? 
Wychodzi na to, że najbliżej mi do kameleona. Szczególnie jak rzygam całą noc ( a musicie wiedzieć, że rzygam nader często) i podobno zielenieje od tego. 
W Wikipedii wyczytałem, że tożsamość to wizja własnej osoby. No to ja mam wizję siebie taką, że jestem zajebisty i śliczny i pachnę fiołkami niezależenie od tego czy w danej chwili jestem ogarniętym szałem kucem walczącym z chrześcijanami miotaczem ognia czy szafiarką w berecie pozująca do zdjęć w windzie.

A czy Wy zadajecie sobie czasami pytanie - Kim własciwie jestem? (w sensie : nie ja tylko Wy)
Kolejne w szeregu będzie pytanie - Po co jestem? Ale o tym innym razem...






18 sierpnia 2014

Szafiarka na wakacjach czyli cz. II wakacyjnego poradnika wujka Stefana



Lato zbliża się ku końcowi a część z was dawno już pewnie zapomniała, że była w tym roku na wakacjach.
Są jednak wśród nas i tacy szczęśliwcy, który wraz z pierwszym jesiennych chłodem rozsiądą się w dreamlinerach i poszybują jako te bociany ku ciepłym krajom. Będą to osoby bogate, zapewne jednostki korporacyjne i ich smukłe konkubiny. Pasażerowie klasy biznes, gracze w polo, opaleni przez cały rok potentaci ziemscy obu płci. Czyli po krótce - wszyscy moi obecni jak i potencjalni  czytelnicy z wyższych sfer. Dla nich właśnie prezentuje poniżej wakacyjne stylizacje z lekką nutką dekadencji.


TROPIKALNE MUST HAVE



- zwierzęce printy, najlepiej centki, ewentualnie wzory ornitologiczne (czyt. papugi - przyp. red.)
- bikini - dopuszczalne w tym sezonie wzory to panterka, egzotyczna roślinność, wzór pączka typu donat z posypką
- klapersy
- ręcznik plażowy harmonizujący odcieniem z kolorem paznokci
- kapelusz lub inny ekscentryczny dodatek na głowę - na zdjęciach prezentuje amarantowy kwiat na gumkę (model vintage, własność stylistki)
- pareo w odcieniach zieleni
- okulary anty UV podkreślające rysy kufy
- przyśpieszacz opalania drogiej francuskiej firmy
- gazeta z niewiastą na okładce. Im bardziej niewiasta skąpo ubrana tym większy prestiż zyskujemy na plaży.


Jeśli nie chcecie popełnić faux pas absolutnie nie zabierajcie na leżak książek. Książki wyszły z mody już dwa sezony temu. Jeśli jednak nie możecie się powstrzymać zadbajcie chociaż aby okładka czytadła było w kolorze ręcznika, nie będzie się tak rzucać w oczy.

Udanego wywczasu upper class!


29 lipca 2014

Wakacyjny poradnik wujka Stefana czyli walizkowy niezbędnik

 Niedawno, z nieskrywanym zdziwieniem odkryliśmy, że istnieje coś takiego jak "lista walizkowa" czyli spis rzeczy, jakie zabiera się na kolonie. Jak się domyślamy, na takiej liście wymienione są wszystkie bibeloty, które masz przed wyjazdem włożone do walizki / plecaka, od ciuchów, przez leki po prezerwatywy. Jeszcze bardziej zdziwiło nas to, że ludzie faktycznie takich list używają. Z tego co wyczailiśmy dzięki FB (nieustające źródło abstrakcyjnych informacji) listy takie przygotowują matki pakujące swoje pociechy. Przygotowana i zalakowana lista ląduje na dnie plecaki i wtedy już można z czystym sumieniem wykopać bachora z domu na czas dłuższy.

Miny M. i K. jak się o tym dowiedzieli - bezcenne. M. zrobiła risercz w pracy - nikt nic nie wiedział w tym temacie. Pozbawieni tych doświadczeń, moi samopakujący się koloniści i obozowicze postanowili nadrobić zaległości i zakpić tym samym ze mnie. Przygotowali mi uniwersalną listę na wypad za miasto (harmonizującą z kolorem  mojej walizki od Loui Vuittona) . Efekt widoczny poniżej. Kopirajty nie zastrzeżone, możecie śmiało korzystać z tych mądrości.



21 lipca 2014

# red carpet


Po wywiadzie jakiego (prawie) udzieliłem stacji TVN moje parcie na szkło nie słabnie. Wręcz przeciwnie, rozjuszyło mnie to na maksa. Słucham sobie hitów Frankie Goes to Hollywood i nieustannie szukam sposobności jakby się tu wkręcić do mediów. Póki co, jedyne szkło z jakim mam do czynienia do aparat M. ale czuje, że to nie to, to za mało. Żal przecież patrzeć jak taki talent się marnuje co nie?  Trwa to już trochę i przyznam, że miałem krótką chwilę zwątpienia. Próbowałem nawet przerzucić się na światek artystyczny. Relacje z próby wdarcia się do muzeum czytaliście już pewnie. Jednakże po tym, jak zostałem tam potraktowany widzę, ze ci wszyscy artyści to są o kant d**y rozbić i bohema z plakatówkami nie jest dla mnie. Niedawno moja kumpela Dorota (najnormalniejsza chyba osoba w tym całym przybytku) podesłała mi link do castingu "Ukrytej prawdy". I to bym strzał w dziesiątkę! Znam tę produkcję od podszewki gdyż M. i K. miażdżą ten serial co dzień w porze obiadowej. Nic przecież tak nie poprawia trawienia jak słychanie o ludzkich dramatach. Wystroiłem się zatem jak stróż w Boże Ciało i poszedłem opromienić ich swoim blskiem. W sumie było mi obojętne jaką role dostanę - byłem gotów zagrać niewiernego kochanka, głodzoną ciotkę, barona pieczarkowego czy noworodka z hirsutyzmem - byle by zaistnieć! Niestety, ekipa castingowa okazał się być wysoce niekompetentną stwierdzając, że nadaje się co najwyżej do głaskania. Banda gamoni. . Głaskanie to macanie, a czy ja do pornola się zgłosiłem?!? Wyszedłem stamtąd co najmniej tak ostentacyjnie jak wszedłem i z prawdziwie gwiazdorskim fochem.

Nie zraziło mnie to jednak bo swą wartość znam i wiem, że się nadaje. Nadaję się co najmniej do śniadaniówki a tym bardziej do serialu. Siedzę teraz i śledzę ogłoszenia, szukam kolejnych drzwi, które by się chciały przede mną otworzyć. Mieszkam w końcu w mieście Filmówki, a co więcej od tejże rzut beretem. Postanowiłem, że daje sobie rok, jeśli w tym czasie nikt nie pozna się na moim talencie wyprowadzam się do Stolycy! Już to zapowiedziałem K. a ten popukał się tylko w czoło stwierdzajac, że w Warszawce takich jak ja na pęczki a poza tym korki i śmierdzi ale co on tam wie! Jak kocha to się poświęci.

Póki co, wspomniana wyżej Dorotka, która chyba jest jakąś sławną producentką, wpisała nas z M. na listę statystów do Kulturanka. Takiej niszowej produkcji ale za to w technikolorze. Czekamy z niecierpliwością na telefon z wytwórni.
A potem to już tylko - Hollywood here I come!




1 lipca 2014

Nieoczekiwana zamiana miejsc czyli rzecz o rasie



 M. i K. mają taką dziwną grę, która trochę mnie przeraża bo nie do końca wiem co to wszystko dla mnie oznacza. Boję się konsekwencji jeśli by mieli swoje pomysły kiedyś wcielić w życie.Po krótce zasady są takie, że na zmianę zadają sobie rożnie modyfikowane pytanie "A gdyby Stefcik był człowiekiem to..." i druga osoba ma podać odpowiedź. Oto kilka przykładów co by rozjaśnić Wam w głowach:

M.: a gdyby Stefcik był człowiekiem to jakiej muzy by słuchał?
K.: na bank byłby psychofanem Britney Spears
M.: ?!?
K.: ale wolałby te nowsze utwory...

M. : a gdyby Stefcik był człowiekiem jakie filmy by lubił oglądać ?
K.: tylko te z Keanu Reevesem

K. : ej a wiesz jakim głosem mówiłby Stefan gdyby był człowiekiem?
M. : cienkim ?
K.: Samuela L. Jacksona i tak jak on nosiłby kaszkiet Kangola

M. : a jaki byłby ulubiony malarz Stefcik jakby był człowiekiem?
K. : Pollock
M.: ej, ale trzymaj się zasad, odpowiadasz za Stefcik nie za siebie!
K. : no to Kossak
M. : ...
K. : no to powiedzmy, że Stefcik nie byłby fanem malarstwa w ogóle, a szczególnie olejnego
M.: mam wrażenie, ze jednak nadal nie trzymasz się zasad ;)


No to może odwrócimy nieco zasady gry i zastanowimy się jakimi psami byli by moi Szanowni Państwo. Otóż tak sobie leżę na tarasie i kminię...
K. musiałby być jakimś bysiorem, ale takim bardziej fit, po którym nie widać, że żywi się głównie snickersami i od czasu do czasu tylko wpitala sushi przepijając wszystko browarem (albo i trzema). Rasa zdecydowanie pracująca i zimnolubna, no i żeby nie brzmiało z niemiecka. Jego wymarzony buldog odpada ale może znajdę w atlasie jakiegoś psa pociągowego.
M. to bardziej piesek kanapowy, taki który dzieli czas miedzy kanapę, lodówkę a wannę. Choć nie, to zbyt krzywdzące bo jednak po 2h przed lustrem zawsze udaje jej się w końcu wyjść do pracy i nawet robi to dość regularnie i dojeżdża tam o własnych siłach. To musi być coś gadatliwego i z długim włosiem. No i żeby nie brzmiało z francuska...

Po godzinach buszowania w necie znalazłem idealnych odpowiedników: K. to wypisz wymaluj bullmastiff ! Znacie to przysłowie, że człowiek upodabnia się do swojego pupila ?
Z M. miałem większy problem ale po wczorajszej wizycie u fryzjera wygląda jak wyjątkowo smutny chart afgański...


Łączy w sobie spokój i opanowanie z silnym charakterem i instynktem obronny. Energiczny o spokojnym temperamencie. Czujny pies stróżujący. Wymaga konsekwentnego postępowania i socjalizacji w związku z tendencją do dominacji. Wymaga regularnego usuwania martwego włosa oraz zaspokojenia sporych potrzeb ruchowych. Krótka sierść o barwie płowej lub rudobrązowe.
















Umaszczenie różne, czesto ciemna maska.
Długa szata wymaga częstego strzyżenia i mycia.Niezależny o zywym usposobieniu. Trudny do ułozenia. Obecnie żadko wykorzystywany do pracy, popularny na wystawach. Wymagają zabaw ruchowych dla "upustu" energii, lecz nie powinny być spuszczane ze smyczy na otwartym terenie.

23 czerwca 2014

Sulejów welcome to - albo - co robić z psem nad zalewem


W miniony czwartek, od samego rana dało się zaobserwować dość znaczące anomalie domowego miru.
Po pierwsze M. nie poszła do pracy. Co może nie jest jeszcze tak szokujące bo czasami jej się to zdarza. Po drugie - i to mnie dużo bardziej zdumiało- K. tez nie pracował. To wzbudziło moją
czujność. Nastąpiły całuski, śniadanko i odpalamy sobie sniadaniówkę. A tam nius o zlocie katolików w Łowiczu, jakaś pielgrzymka czy coś, myślę sobie - będzie się działo, nie ma co. Wte M. wyciąga plecak, pakuje żarcie, K. przywdziewa klapki i sięga po kluczyki. O ho! Myślę sobie jedziemy na katolików! U hu! Będzie rzeź, krwawa łaźnia normalnie. Super. Przygotowałem się na tę okoliczność należycie - kij, nóż i gaśnica - wszystko może się przydać podczas krucjaty. Już oczami wyobraźni widziałem jak wpadam w rozjuszony tłum a członki latają na prawo i lewo.
Niestety, powód porannego poruszenia okazał się dużo mniej atrakcyjny niż mi się początkowo wydawało.
No ale dobra, wycieczka to wycieczka, w sumie żadną nie pogardzę. Celem wyprawy okazał się Zalew Sulejowski. Dla tych, spoza Centralnej śpieszę wytłumaczyć, że to takie sporawe bajoro godzinkę od Ldz, na które dzieciarnia się zjeżdża i wędkarze, także surferzy i właściciele łódek co by się polansować w kąpielówkach pod żaglami, opitolić kiełbę z grill i narobić syfu w lesie. Generalnie nie jest źle. Żeby zmylić natrętnych paparazzi, którzy jechali za nami do samego Tomaszowa rozłożyliśmy kocyk w szuwarach, z dala od cywilizacji i kanalizacji. Gdybyście chcieli odbyć podróż naszymi śladami oto kilka cennych porad:









1. Co zabrać ze sobą:
- podgryzki dla swojego psa
- paluszki i czekoladę, które twój pies ci wyżre
- kocyk, który twój pies będzie mógł uświnić błotem
- kombinezon z aluminium co by nie doznać uszczerbku na zdrowiu, kiedy twój pies znienacka po tobie przebiegnie
- szyszko odporne klapki
- okulary przeciwsłoneczne



2. Czego lepiej nie brać:
- nożyka do otwierania korespondencji
- lokówki
- zszywacza biurowego
- poziomicy laserowej















3. co można robić:

- wpadać do wody z szybkością odrzutowca
- łapać fale paszczą
- sikać do wody bez podnoszenia nogi
- przebiegać przez kocyk mokrymi łapami
- kopać w suchej glebie powodując małe tornada nad kocykiem
- polować na ćmuszki
- chlapać na wszystkich wodą
- zjadać szyszki a potem nimi rzygać na ściółkę leśna


4. czego lepiej nie robić:
- tonąć
- wszystkich powyższych chyba, że masz w nosie co sobie o tobie pomyślą






PS: Więcej słitaśnych fotek z tego wypadu znajdziecie na moim FB.

13 czerwca 2014

Oczekiwania vs rzeczywistość albo Jak zepsuć zdjęcie



Kilka dni temu na FB mogliście podziwiać moje zdjęcie z M (przy okazji dziękuję za lajki!). Zdjęcie nie udane nawet pomimo faktu, ze ja na nim jestem. Bo nie wiem czy wiecie ale ja generalnie nie lubię się fotografować w miejscach innych niż ścianka przy czerwonym dywanie. Za to M. ma mega parcie na szkło i czasami ją napadnie i sesje urządza. Siłą rzeczy choć bez entuzjazmu i K. w tym uczestniczy. Nie zawsze jednak jest we mnie chęć i ochota na takie wygłupy. Wtedy wychodzi z tego niezła kupa. Choć jak czasami przeglądam katalogi, które M. przynosi z Muzeum to w zasadzie myślę, że można by te nasze fuck upy spokojnie podciągną pod zdjęcia artystyczne. Poniżej kilka praktycznych porad jak popsuć zdjęcie (i przy okazji nastrój fotografa):

1. ruszaj się - ruch to podstawa w psuciu ujęcia ( efekt artystyczny "na zjawę" murowany)

2. zastygnij w ruchu dla niepoznaki a w chwili domykania się migawki obliż się (niby wszystko będzie ostre ale twarz wyda się jakaś taka niewyraźna)

3. pozuj gorszym profilem ( w moim przypadku to najtrudniejsze zadanie bo ciągle nie mogę się zdecydować który mam gorszy, jeśli w ogóle któryś)

4. nie współpracuj- kiedy każą siadać wstawaj, kiedy masz stać kręć się w kółko

Jest tylko jeden moment, w którym jestem w stanie zapozować nawet na uszach z kolią na ogonie - jest to ta magiczna chwila, w której M. ma w ręku podgryzka. Kojarzycie ten moment na chwilę przed zapadnięciem zmroku, na który wyczekują profesjonalni pstrykacze? Dla mnie to ten moment na chwilę przed wypadnięciem ciastka z jej dłoni. To właśnie wtedy powstają najlepsze moje zdjęcia.
A tak w ogóle to uważam, że jak fotograf jest porządny to z każdego modela wydobędzie czar i piękność, phi!  
Na dowód efektywności powyższych metod załączam kilka najfatalniejszych ujęć Stefcika czyli  
                                           GALERIĘ ZDJĘĆ Z  D**Y






26 maja 2014

Trochę kultury. Tylko trochę...

Dzień Dobry. Dziś chciałbym Państwu opowiedzieć o wizycie w muzeum. W Muzeum Sztuki. A nawet w Muzeum Sztuki w Łodzi. Tak sobie elegancko wykoncypowałem, że skoro w Noc Muzeów musiałem siedzieć na chacie i pilnować prosiaków bo ci moi gdzieś poleźli znowu to chociaż odwiedzę M. w pracy. Namówiłem K. żeby mnie podwiózł do centrum. Tylko podwiózł bo on do muzeum nie wchodzi. Bo mówi, że nudno i śmierdzi. Niby chodzi na te wszystkie wernisaże aby tylko marudzi, że nudno, że śmierdzi i, że ludzi w galowym obuwiu to on się boi a wino za tanie serwują i, że z kartonu chyba. Jak widzi, że M. zależy to idzie ale o mnie to nikt nie pomyślał. A wiem, że ja w ms jestem znany i lubiany. Mam tam kilka koleżanek i nawet jednego kolegę. No to sobie pomyślałem, że raz kozie śmierć i zrobię dziewczynie niespodziankę, niech ma!

Wysiadam z kombiaka, zwąchuję okolicę i wchodzę. To znaczy wejść próbuje bo od razu przede mną mur wyrasta. Szok! Drzwi szklane - to jak mogłem je zauważyć !? Ponoć jestem za niski a na kurdupli czujka nie działa i nastąpiło przykre spotkanie ze zdradziecką taflą. Na szczęście po chwili ktoś wybiegał, drzwi się rozsunęły a ja czmychnąłem koło stróżówki do środka. Ale tu kolejna przeszkoda. Nie wiadomo skąd, tzn. pewnie z tej stróżówki, wyleciał ochroniarz i już mnie za chabety i , że hola hola a Pan do kogo? No to ja, niewiele myśląc żarcik taki rzuciłem, że do Dyrektora. Niestety, okazało się, że sucharem poleciałem i strażnika tylko rozjuszyłem. W mig za drzwi wyleciałem i nawet nie pomogło, że powoływałem się na koneksje rodzinne. Bardzo mało kulturalnie zostałem potraktowany w tej kulturalnej instytucji. Już rozumiem K. czemu stroni od tego miejsca. Nie sądziłem, że tak się tam traktuje zwierzęta. Szczególnie, że M. opowiadała jak to niektóry artychy to z pieskami przychodzą i się po galerii panoszą ale to chyba chodziło o takie pseudo pieski a nie prawdziwe byczki- jak ja!

Także jeśli miałbym podsumować moją wizytę w muzeum to widziałem tam:

- szyld z logo zacnego projektu
- zabytkową kutą bramę bardzo elegancką
- szklane drzwi suwane - broń boże i nigdy więcej!
- buty służbowe ochroniarza i jego wąs

A swoją drogą to ciekawe czemu ochroniarze, strażnicy i inne sekiurity zawsze mają wąsy ? Może wydaje im się, że bardziej groźnie dzięki nim wyglądają ? Albo to taki sygnał, że jak pewien wąsaty elektryk są w stanie mur przeskoczyć w pogoni za złodziejem? Temat pozostawiam nierozstrzygniętym, chyba, że macie jakieś pomysły, hmm ?

Podczas tej krótkiej wizyty, a raczej jej próby, zdąrzyłem się jeszcze zorientować, że prócz Pana Ochroniarza w ms pracują różne dziwne persony, normalnie strach się bać...








13 maja 2014

Haj Feszyn


W miniony weekend zabawiłem nieco na Feszyn Łiku. To taka impreza, na którą schodzą się różne indywidua więc i mnie nie mogło zabraknąć. W prawdzie moje znajome projektantki w tym roku odpuściły sobie tę imprezkę uznając, że są już na to zbyt sławne ale i tak udało mi się jakoś wkręcić. Zresztą nie "jakoś" tylko zupełnie na legalu - jako szafiarka nie mogłem przecież mieć kłopotów na bramce. Każdy, ale nie ja! Byli wszyscy, cała Warszawka i Zduńska Wola. Buzi buzi z Makadamią, którka pogawędka o tipsach z Jessiką, wymiana wizytówek z Maff. Ale szczerze mówiąc najbardziej zależało mi na spotkaniu z Miss Gizzi czyli Michałem Witkowskim, który ostatnio podkradł mi trochę publiczności brylując w towarzystwie fashion victims. Na początku jego blogerskiej kariery szczerze się gościem podjarałem ale kiedy zablokował mnie na swoim profilu na FB (sic!)  ręce mi opadły. Chyba się chłopaczyna zbulwersował i uniemożliwił mi dodawanie komentarzy. No cóż, poznał mnie rzecz jasna w tłumie i strzelił focha omijając szerokim łukiem. A szkoda bo przez chwilę miałem nadzieję zaproponował mu fuzję czyli połączenie naszych blogasków i stworzenie multibrendowej marki Miss Boxer a tak to niech się buja zazdrośniki i sam sobie klici te swoje wypociny. Pozostało mi towarzystwo Jacykowa i innych barwnych ptaków,z których jestem najbarwniejszym ( z takim ptakiem- wiadomo!).

Biforki, afterki, pierwsze rzędy, pijane modelki, ścianki. Mieszkanie w Łodzi , stolicy korków, zasikanych bram i pięknych studentek  ma same plusy. Zaletą jest też to, że po zmyciu z siebie tego dizajnerskiego kurzu, w którym się nurzałem przez ostatnich kilka dni mogłem po prostu uwalić się na kanapie i odespać z K. u boku. 

PS: Mam gorącego niusa dla wszystkich tych, którzy znają K. ! Z okazji Faszyn Łiku...nie założył długich spodni. Jego wierność swojemu stylowi jest godna podziwu. Czekamy na naśladowców!




6 maja 2014

Party Hard

4 upojne dni laby minęły bezpowrotnie...



 Zaczęło się średnio bo od pobudki o 4 rano - to nie najlepsza godzina na wstawanie, szczególnie dla celebryty. Potem półtorogodzinna podróż między torbami, plecakami, kocami a rowerem. Około 7 rano opromieniałem już swoim blaskiem Radomsko (lub jak kto woli Ramosk). Ci moi z tym całym majdanem pojechali gdzieś dalej.

 Buzi buzi z babcią, cmok cmok z dziadkiem i już z drinkiem na leżaczku dupkę grzałem.  Potem śniadanie, pierwsze, drugie i trzecie i niezliczona ilość puszeczek dla Stefcika w kuchni. Cały dzień latałem, wąchałem, obsikiwałem, śliniłem, słowem - zaznaczałem swoją obecność. Wieczorem grill, wędzarnia koło altanki. No po prostu same rarytasy dla chłopaka z miasta. Jak tylko nadchodzili jacyś reprezentanci rasy ludzkiej wciągałem brzuch pod same rzebra. Polecam Wam ten trik. Gwarantuje on nieustanne dokarmianie smakołykami.



Już pierwszego wieczoru ledwo toczyłem się po schodach do swojego legowiska. No ale przecież nie po to brałem urlop żeby wywczas w domu przesiedzieć co nie? Koło 22 zadzwonili chłopaki, że w "Belfaście" jest bibka no to przeczesałem ogon i tyle mnie na chacie widzieli. Wchodzę do baru, zamawiają mi drinka i to by było na tyle. Potem długo długo nic i budzę się na schodach pod chałupą. Kolejne 3 dni już byłem potulny. Kac cisnął łeb do ziemi i tylko się modliłem, żeby jakieś kompromitujące fakty nie wyciekły z tego nie-pamiętnego wieczoru. Pech chciał, że stało się wręcz odwrotnie. Niektórych fotek nie powstydziłby się sam Terry Richardson. Nie chce się uprawiedliwiać ale podejrzewam, że padłem ofiarą pigułki gwałtu a legendarny "Belfast" zmienił nazwę na "Cocomo" tylko przeoczyłem zmianę szyldu i stąd ta lipa...










29 kwietnia 2014

Aktywator połysku

Akcja z natrętem, o której ostatnio była mowa zakończyła się sukcesem.
Co by nie narażać się na kolejne nieprzyjemności w postaci różnej maści robactwa M & K nabyli mi u weta 2 specyfiki. Jednym była tabletka, ohydna ogromna piguła , której daleko było do przysmaków, do jakich przywykłem. Wyplułem ją zatem kilka razy i obśliniłem na tyle, że nie było mowy aby nadawała się do konsumpcji. Zresztą i przed tym się nie nadawała. Już wolę mieć glichy w dupsku niż kaleczyć wysublimowane podniebienie takim syfem. Skoro ludziska kupują sobie tasiemce na Allegro to znaczy po krótce, że nie ma się czego bać.

Drugi specyfik był na kleszcze. Okazało się, że wcale nie różnił się jakością od piguły ale M. wmówiła mi, że to mega serum jakieś, aktywator połysku, hialuronowe mikro-kapsułki, zastrzyk młodości w kilku kroplach, unosi u nasady i ogólnie jestem tego wart.
Jako, że bywam próżny dałem się nabrać. Jak małe dziecko. Nastawiłem karku a Kuba smarował, wcierał, masował. Jak sobie to teraz przypominam to trochę mi nawet wstyd. Przebieranki, wianki, pedicury. Serum, maski, peelingi. Całe szczęście, że moi szanowni państwo wybywają na majówkę a mnie zrzucają na wieś. Kąpiele błotne, kupa za pazurami, tarzanko w zgniliźnie - słowem doprowadzę swój lanserski imidż do porządku, już niebawem - Radomsko! Here I come! i relacja z majówki coś czuje będzie z lekkim opóźnieniem...


4 kwietnia 2014

Natręt z piekła rodem

Celem odmłodzenia nieco bloga pobawiliśmy się trochę z M. szablonami i kolorkami (to co dziewczyny lubią najbardziej!) i oto jest- stary blog w nowej odsłonie. Treści nadal będą wysublimowane a zdjęcia ekstrawaganckie. Stefcik nadal będzie Królem Lansu a wy będziecie się zachwycać kolejnymi postami spod mojego pazura.

A propos nowości to 2 dni temu K. odkrył mojego nowego fana. Przyczepił się kolo jak rzep psiego ogona i nie chciał odpuścić. Jak wiadomo w tym domu monopol na nachalność mam ja i lepiej żeby tak pozostało. Dlatego K. musiał pozbyć się namola, który wczepił się za ucho. Dla mnie w sumie nie pierwszyzna- wszelkiej maści zwierzyna lgnie do mnie jak do Króla Lwa kiedy pędzę po lesie na Kalonce. Ten osobnik wydawał się wyjątkowo nachalny i unieszkodliwiliśmy go zanim zadomowił się na stałe.
Jako że M. panicznie lęka się pajęczaków i jest uczulona na roztocza - kleszczem  (patrz: definicja) zajął się K. Ale to jak się zajął! Prawdziwie po męsku podszedł do tematu. Rachu ciachu i po kliencie nie było śladu. Jeszcze na chwilę przed śmiercią moja nadworna paparazzo zdąrzyła zrobić mu zdjęcie, z bezpiecznej odległości oczywiście. Dla tych z Was, którzy nie wiedzą jak wygląda kleszcz to tak:




25 marca 2014

Pies w średnim wieku

Zastanawiałam się ostatnio czy ja przypadkiem jakiegoś kryzysu nie przechodzę. No bo niby ten sam Stefcik a jednak jakiś taki inny. Mniej jem, mniej się ruszam, w ogóle mniej robię, nawet jak na mnie. Na urodziny dostałem nową obrożę. Żółciutką, z pszczółkami bo jak wiadomo Stefcik lubi sobie pobzykać. No tylko, że z tym brykaniem to ostatnio jakoś tak nie bardzo. Prędzej na piłeczkę polecę niż na jakąś fajną dupkę na spacerze. Moja niedawna miłość Lola wyjechała do Stolycy, wozi się teraz tramwajami po Warszawce a ja tu usycham. Niby wiosna jest a ja słońce tylko przez szybę oglądam. Solarium na panelach sobie zrobiłem i leżę, leżę, leżę...
Jak już jesteśmy przy takich wynurzeniach to powiem szczerzę- nawet zawory mi ostatnio szwankują i sikam tak cienkim moczem, że aż się boję czy w ogóle nie będę musiał o panienkch niedługo zapomnieć. Z tydzień w takiej malignie trwałem. K. mi w tym towarzyszył bo tak chłopak teraz zaiwania w robocie, że o 22 zasypia w locie. No i tak sobie śpimy przytuleni jak dwa knury w średnim wieku. Kryzys jak nic! Nawet suplementy diety mi wciskają- po dwa groszki dziennie na piękną skórę, włosy i paznokcie. Jako celebryta muszę przecie trzymać formę...

Po siedmiu dniach w kryzysie wreszcie prawda wyszła na jaw a okołourodzinowa depresja (Boshe, to już 5 lat, teraz to już tylko z górki...) poszła w kąt! Kryzys okazał się chwilowym i obyło się bez kupna porsche. Huston mamy problem? Spokojnie, to tylko zapalenia pęcherza! i życie wróciło do normy, znowu jestem jak młody bóg, jak ten buchaj na landszafcie. Także - Beware!


17 marca 2014

Koncert życzeń czyli urodzinowa lista przebojów

No i stało się, rok minął jak z bicza strzelił. Pojawiło się kilka siwych włosów, kolejne zmarszczki, doświadczyłem wahań wagi i kilku zabiegów na bolącym odbycie (a-ła!). Przeżyłem szkolenie, zaliczyłem kilka fascynujących sesji fotograficznych, widziałem atak zimy w kwietniu (co więcej- w Radomsku!). Nie zmądrzałem ale tez nie przytyłem za nadto więc bilans jest na zero.
Aż sam się sobie dziwie, że tyle przy tym blożku wytrwaliśmy. Co więcej- chce nam się go nadal prowadzić. No, ale akurat nie dzisiaj. Dzisiaj, z okazji urodzin sobie poleżę i będę obserwował lawinę życzeń na FB. Tak, zdecydowanie sobie poleżę i zatopię w swoim własnym fejmie. Co by nie leżeć tak na sucho przygotowałem sobie play listę - taki jestem chojrak sprytny! Udostępniam Wam ją cobyście też trochę kultury i sztuki wokalnej łyknęli przy tej okazji. Drink już się chłodzi, cygaro przygotowane, kanapa wygrzana, DJ - play that song!

URODZINOWA LISTA PRZEBOJÓW

klasyk klasyków czyli najbadziewbniesza urodzinowa piosenka z uporem grana w radiach w ramach koncertów życzeń [odsłuchana przez Stefcika: 471 razy (dzisiaj!) ]


zobaczcie jak on tańczy dla mnie, u-hu!:



od pewnego czasu szczerze żałuję, że nie mam brata:




na koniec klasyk wysokogatunkowy:



...a ja i tak najbardziej lubię utwór o Biedronkach. Nie będę go wklejał bo wiem, że już wszyscy nim rzygacie po kątach ale u nas na Miedzianej to hit roku!

13 marca 2014

plaga Endomondo czyli igrzyska leserów

Widzieliśmy ostatnio takie hasło na fejsie - Może w pierwszej chwili trudno w to uwierzyć ale na prawdę możesz pójść na siłownie nie ogłaszając tego na FB.  Szok ?! a jednak...
Z tego co zauważyłem to K. zdecydowanie identyfikuje się z tym hasłem.
M. nieco mniej ale ona nie ma wiele do gadania bo ze sportów to głównie ćwiczy kciuk na pilocie. Choć nie - przesadzam, jeździ dziewczyna rowerkiem do pracy a jakiś czas temu wybrali się na snowboard- ponoć było fajowo bardzo ale wiem tylko tyle co na FB podejrzałem na fotach (sic!).
W każdym razie moda na chwalenie się ekstremalnymi wyczynami na bieżni/desce/hulajnodze stała się równie powszechna co nagie selfie w wannie/ windzie/polonezie.

Endomondo zawojowało świat a odkąd pierwszy Polak nauczył się oszukiwać wyniki wpisując przebyte kilometry z palca bieganie stało się modne nawet wśród dotychczas ruchowych abnegatów (znajdź 3 różnice- palec na pilocie a na komórce?). No bo i kto to sprawdzi czy faktycznie tyle przebiegłem? No mało kto. A kto się zachwyci wpisem XY przejechał/przebiegł/przeczołgał się przez 27,732 km na rowerze/skuterze/w chodakach, korzystając z aplikacji EM ? No przecie, ze każdy! i oszuści się cieszą i tylko liczą te lajki i komcie podczas gdy w rzeczywistości przeszli się tyle co do Żabki i z powrotem, no może jeszcze ze śmieciami gibnęli przy niedzieli. A gdyby tak powstała aplikacja dla leni ! Czemuż nie pochwalić się ilością przeleżanych na kanapie godzin? Czemu nie zrobić statystyk, ba! nawet Olimpiady w leżeniu. Choć lepiej brzmiałoby pewnie w chilloucie... Chill Olimpic Games in Sochi. Nie wiem
jak wy ale ja bym wystartował. Czysty sport- do skutecznego leżenia potrzebna jest płaska powierzchnia i w zasadzie tyle. Dodatkowe atrakcje jak kablówka, bliskość do wodopoju, pokarm w zasięgu ręki to jedynie zacne bonusy. Jedno tylko jest identyczne jak w oficjalnych dyscyplinach- czy się stoi czy się leży dobry sponsor się należy. Ktoś musi w końcu zarobić żeby lezeć mógł ktoś....

PS: to nie jest wpis sponsorowany.

7 marca 2014

Na straganie w dzień targowy

Na straganie w dzień targowy takie toczą się rozmowy
Jaaaki śliiiiiczny piesek!
To młody jeszcze? Ile masz lat laleczko?
Oooo chyba nie lubimy chodzić w kagańcu
A wie pani, że ja też kiedyś miałam boksera? 
Pucia pucia choć do cioci...

Podobno pójść ze mną na rynek to obciach. Podobno nie umiem się zachować a człowiek tylko się nerwów przeze mnie nabawi. Tak przynajmniej mówi M. Powody takiego stanu rzeczy są zasadniczo dwa. Po pierwsze zdarza mi się obsikać stragan i to nawet często mi się zdarza. W zasadzie to zawsze coś lub kogoś obsikam, stragan, skrzynki, worek z ziemniakami. A raz nawet prawie pana Zenka co z jajkami  z Pajęczna  przyjeżdża obsikałem. Po drugie- patrz wyżej - czyli zachwyt ludzi mnie zewsząd otacza. Tych, których jeszcze nie obsikanych oczywiście. No bo wiadomo! Każdy na widok boksera nieprzeciętnej przecież urody dostaje obłędu i zaczyna recytować piosenki Stonesów od tyłu oraz wpada w zachwyt nad śliczną psiunką. M. mówi, że to nawet większy obciach niż ten pierwszy mokry proceder. W sumie to ja się jej nie dziwie- ja tylko bryluje a ona musi po tysiąc razy odpowiadać na te wszystkie pytania...

No śliczny, zależy jak kiedy...
Nie, stary koń, to znaczy koza, 6 lat ma już.
To nie kaganiec tylko uzda, ona służy do...
No co też pani powie? Toż to szok!
On jest chory, to zaraźliwe, odradzam głaskanie...

No ale co zrobić, taki los menedżerki. Raz jej radziłem, żeby już olała to miłe odpowiadanie i też kogoś w odpowiedzi obsikała ale tylko puknęła się w czoło- no co?! Zła rada? no powiedzcie sami!

K. nie styka się z problemem ryneczkowego obciachu bo nawet tam nie chodzi. Chłopak jest światowy, w dużym mieście mieszka to kupuje w marketach a czasem nawet w supermarketach! A szkoda, bo na rynku można prawdziwe rarytasy upolować. O, na przykład my z M. wróciliśmy ostatnio z ogroooomną paczką naszych ulubionych flipsów. A wiecieco mówią o chłopakach z dużymi flipsami ?...


26 lutego 2014

Wspomnień czar czyli słów kilka o parwowirozie

Jesteśmy chorzy. To znaczy M. jest chora a ja jej w tym towarzyszę. Towarzyszenie polega na leżeniu z nią w łóżku i wdychaniu zarazków. Zarazki z tego co obserwuję pochodzą głównie z nosa i są bardzo głośne. Te zarazki leżą z nami w sypialni albo na kanapie przed tvką. Widzę, że człowiek od nich słabnie, blednie i w ogóle wygląda kiepsko, nawet M. Ja za to nigdy nie wyglądam kiepsko- czy to znak, że zarazki się mnie nie imają? No odkąd prawie nie umarłem w dzieciństwie to już chyba żadne choróbsko mi nie straszne. Bo nie wiem czy wiecie, ale jako mały brzdąc pokonałem parwowirozę. Byłem najmniejszy z całego rodzeństwa ale dzięki K. dałem radę i w sumie wyszedłem z tego bez szwanku. Bo K. to taki trochę "bohater w twoim domu"  i jak na bohatera przystało odgonił ode mnie wszystkie wirusy, dzięki czemu możecie teraz cieszyć się moim szczęściem i tym blogiem (uroniliście już pierwszą łezkę?) W założeniach miałem być postawnym bullem. W praktyce K. przywlókł do domu chorego prawie śmiertelnie boksera- lub jak stwierdził jeden nasz znajomek- psa, który nawet przypominał boksera (dzięki Przemo!). Morał z tego taki, żeby nie oceniać książki po okładce, bo nawet ta najmniejsza, najniższa i najbardziej zakichana książka w całej bibliotece może ci przynieść radość i będziesz chciał do niej wrócić nie raz (pytanie czy ona będzie wtedy ciebie chciała ale to już zupełnie inna kwestia). Mam nadzieję, że te zarazki, które dopadły teraz M. to nie parwowiroza bo jak pamiętam swój spuchnięty brzuch w szpitalu to sobie myślę, że ona strasznie głupio by z takim bęcem wyglądała. Poczekamy, zobaczymy. Jeśli to jednak to, to ja się wyprowadzam-czy ktoś chce zaadoptować uroczego celebrytę z nadmiernym owłosieniem i pociągiem do Nutelli? Cudownie ozdrowiałego. Wyrwanego śmierci z garła. Zwycięzcę posępnego kosiarza. Tak w sumie, to jakby to okrasić jakąś fajną muzyczką to byłby niezły materiał do DD TVN- jak myslicie? Hmmm...

JEŚLI JESZCZE SIĘ NIE POPŁAKALIŚCIE TO OBCZAJCIE TE FOTY
moja pierwsza sesja pod roboczym tytułem "Bida z nędzą" 
[sorry za jakość ale foty pochodzą z czasów przediphonowych]




11 lutego 2014

trudne słowo : Depresja

Tym razem będzie na poważnie. Generalnie Stefcik to swój chłop- sami wiedzie- wszędzie mnie pełno, dziwki, koks, Nutella. Na mój widok wszystkim Wam morda się śmieje, każdy chce pogłaskać, dać się obślinić i wyżreć sobie czekoladę z plecaka (pozdro dla chłopaków z Kalonki! Następnym razem weźcie bakaliową). Ale wbrew pozorom nie zawsze tak jest. Czasem jest smutno. Czasem jest tęskno. Czasem, kiedy się pokłócą albo kiedy K. spędza bite 24h przy kompie zawieszam się. Zawieszenie następuje zazwyczaj przed szybą balkonu. Zamykam się w sobie i patrze w dal. Patrzę tak długo aż zapomnę na co się gapiłem i zasypiam. Na stojąco. Wtedy łatwo o guza przy spotkaniu ociężałej głowy z parkietem. Nie lubię tych momentów ale nic na nie nie poradzę raczej.

Wiem, że wy też tak czasami macie. Znacie kogoś kto cierpi na depresję? My znamy. Jeśli też macie w pobliżu taką osobę pokażcie jej tę animację. Depresja to czarny pies- można albo dać się zagryźć albo spróbować oswoić bestię i żyć z nią pod jednym dachem.



 źródło: YouTube

3 lutego 2014

Test 7 - lakier do paznokci albo Cierp ciało jak chciało...



...być piękne i młode. Mnie się zachciało. Po ostatnim wpisie o szafiarkach dostałem bardzo pozytywny feed back. Wiem, że oszaleliście na punkcie mojego golfa- nie dziwie się Wam. Skoro tak to postanowiłem kontynuować modowy temat i pójść o krok dalej. Nie wiem czy wiecie ale szafiarki-prócz ciuchów, butów, biżuterii oraz facetów lubują się też w kosmetykach. Co jakiś czas pojawiają się wpisy nt. nowości kosmetycznych itp. Moja ulubiona szafiarka Rebel Look zaprezentowała ostatnio światu swój pierwszy # manicure #tipsy #hybrydy #sexy. Do tej pory odrzucało mnie za każdym razem jak M. bawiła się tym gównem ale postanowiłem zaryzykować i w myśl zasady Cierp ciało jak chciało pozwoliłem umalować sobie kilka pazurów. Pominę smród jaki się wydobywa z tych buteleczek, nawet nie chce mi się o tym wspominać. Poza tym to nawet całkiem fajna zabawa. Tak więc dziś prezentuje Wam kilka wersji nowego manikjuru i pytam Was fani moi- na który kolor się zdecydować? Kuba mówi, że róż jest pedalski i M. zrobiła ze mnie tanią dziwkę ale to bardzo niegenderowe z jego strony. Na dodatek wyśmiewa się z moich paluchów twierdząc, że wyglądają jak twarzoczułki pająka więc go nie słucham. Osobiście skłaniam się ku śliwkowemu. Jak sadzicie?