17 marca 2013

O psie, który podróżował tramwajem

Liczyłem jak co tydzień na błogie niedzielne lenistwo ale nic z tego.
Martyna wymyśliła wycieczkę przez pół miasta na urodziny wujka.
No spoko, Stefcik na imprezkę zawsze chętnie a poza tym taki tramwaj to też jakaś atrakcji.
Pobiegliśmy wiec przez skrzyżowanie i siup siedzimy w MPK.
No i się zaczęło- feria zachwytów nie miała końca.
Dzieciaki w euforii, babki cmokają, miny stroją takie, że jakby się zobaczyły to by przestały pewnie.
"Jaki śliczny piesek" "Można pogłaskać? " "Mamo, kupimy takiego pieska?"
Można głaskać, można chwalić, Stefcik dzielnie zniesie zachwyty nad nim samym.

Jeden taki gostek to mi najbardziej podpasował bo waliło od niego na kilometr i torbę miał z takimi fantami co to zapach trupa wydzielał. Od razu pomyślałem- swój chłop musi być, życiowy facio.

Wtem co widzę? Martyna bilet wyciąga.
Dziewczyno, mówię jej, weź się opamiętaj! Jak będzie kontrola to ich na swój urok osobisty wezmę.
Ale ta nie, uparła się, że skasuje. I co ? Prawie 3 PLNy jak krew w piach bo oczywiście żadnych kanarów nie było. Lepiej by podgryzka mi jakiegoś za to kupiła.

Trzęsło trochę w tym tramwaju ale się potem na przesiadkę skusiliśmy do nowego taboru no i to już po prawdzie  luksus był. Ładne to to, ciepłe, ciche. Muszę przyznać, że sceptycznie odnosiłem się do pomysłu wstania z wygrzanego koszyka i wyjścia na mróz ale taka wycieczka od czasu do czasu to spoko rzecz.
Polecam, szczególnie linię nr. 8 i 15.



Stefcikowi będzie miło, jeśli skomentujesz nie skrytykujesz.