W zeszły weekend moja kumpela Jola zabrała mnie i Martyne na
targi zwierząt. Ja się tam nie paliłem za bardzo ale myślałem, że będą jakieś fajne suczki więc zaryzykowałem.
Niestety, jedynym psem poza mną był czekoladowy labrador- zbyt
zmęczony tłumem żeby zagadać. Generalnie nie ma o czym pisać za bardzo
ale utwierdziłem się w przekonaniu, że całe szczęście, że nie jestem
kotem. Chyba bym, się pociął szarym mydłem jakbym musiał sie bawić tymi
kocimi zabawkami- puszki, neonowe kolorki, brokat, srebrna nitka,
poduszki i leżanki z pluszu we wszystkich odcieniach różu. Fuuuuuuj!
Jakies takie mało meskie te kocie gadżety i infantylne takie. Nie to co
moja zabaweczka z opony albo zdrowy psi patyk w błocie.
Same koty też jakies takie nie bardzo towarzyskie. Te, które akurat nie
spały, jeżyły się i syczały. Wszystkie w klatkach pozamykane. Co to ma
za życi ?. Kocyki, hamaki, firanki- co ludzie mają z tymi firankami na
klatkach?!?
Dobrze, że miałem zniżkę na bilecie za celebrycką mordę bo był
chyba nie odżałował tej kasy za wejscie. Tak na przyszłość- nie polecam
takich targów...