14 października 2013

Smacznego!

Dawno mnie już tutaj nie było.
Na wstępie dziękuję za wszystkie pytania czy jeszcze żyje. Otóż żyje choć sam sobie się dziwie bo odcięli mnie od pokarmu. Zaczęło się od ograniczenie racji żywnościowej do 1/3 porcji a od tygodnia nie dostaję już nic. Radzę sobie z tym jak mogę- wyszukuje resztki pod kanapą (ostatnio wyczaiłem 2 groszki!), zjadam liście. Musze przyznać, że ściółka  leśna to był jednak nie najlepszy pomysł- rzygałem dalej niż widziałem. Ale co tam-nie chcą karmić to nie sprzątają! Jeśli jednak ktoś chciałby się skusić uprzedzam, że po liściach mam potworne gazy. Nie wiem do końca o co kaman ale to chyba część tego całego szkolenia. Chcą żebym zgłodniał, żebym zaczął reagować na pokarm i jadł na dworzu. Coś mi tu nie pasuje- czy oni jedzą na dworzu? Nie, jedzą w domu. Ostatnio coś mi się już z tego głodu pomieszało w głowie i zacząłem jeść dom. W zasadzie to część domu w postaci silikonowego ogranicznika do drzwi. Niestety nawet i to zostało mi odebrane. Co robić? Poszukałem trochę w necie licząc na jakieś inspiracje i oto efekt- okazuje się, że są na tym świecie ludzie, którzy jedzą przeróżne rzeczy, nieznane zwykłym śmiertelnikom.

Oto jedne z najciekawszych pomysłów:
- okazuje się, że niektórzy jedzą ziemie. Ale nie taką ordynarną ziemię tylko rarytasy ze spreparowanego piachu. Na TLC widzieliśmy program o restauracji Dirt (!) w Tokio, która serwuje ziemiste pulpeciki, ziemiste carpachio a wszystko to można popić wódą z ziemi. Jednak po reakcjach klientów tego przybytku sądzę, że to jednak jednorazowa atrakcja. No i jest jeden podstawowy problem- taka kolacja kosztuje ponad 150 dolców a ja mam skitrane tylko ojrasy...

- internet podpowiedział mi też, że niejaki Jacek Stachursky odżywia się energią z kosmosu (polecam ten link!). Nie wiem czy ją jakoś doprawia czy je na surowo ale jeśli miałbym po niej TAK śpiewać to
dziękuję.


- ponoć można też żyć samą miłością- gdyby to była prawda Kuba nie opitalałby co drugi dzień 8 snickersów a Martyna nie wchłaniałaby paczki pop cornu przed telewizorem. To-muszę przyznać-bardzo ekonomiczna wersja ale pachnie mi jakąś sektą.

Jak widać różne są sposoby ale nie ma to jak pełna micha okraszona parówką i śmietanką.
Być może doczekam się kiedyś powrotu tych pięknych chwil kiedy to kong pełen był groszków i nie musiałem wykonywać żadnych ekwilibrystycznych sztuczek w stylu "siat" albo "puść" żeby napełnić brzuchola.

1 komentarz:

  1. Anonimowy15/10/13

    Zapraszam na wies jak ktos zapomni napelnic miche to mozna krecika upolowac marchewke poskubac cukinie obgryzc winogrona possac albo podczepic sie pod kocia karme

    OdpowiedzUsuń

Stefcikowi będzie miło, jeśli skomentujesz nie skrytykujesz.