Moja przygoda z różnymi rodzajami "uprzęży" rozpoczęła się od, owianej jakże złą sławą kolczatki. Wiem, wiem, pewnie teraz zgrzytacie zębami ale zanim zadzwonicie po patrol dla zwierząt doczytajcie do końca. Kolczatka została rytualnie spalona po pierwszej wizycie pani trenerki, która od wejścia zrugała K. i znacząco westchnęła na jej widok. Dla pocieszenie powiem wam, że kolczatka nie poraniła mojej szyi, nie przedziurawiła tchawicy ani nie wżynała w krtań. Z jakiegoś, bliżej mi nie znanego powodu, K. myślał, że kolce powstrzymają mnie od ciągnięcia na spacerach. Efekt był jak się domyślacie żaden. Druga w kolejności była obroża. Węższa, szersza, w pszczółki i azteckie wzory. Po jakimś czasie do obroży dołączyła uzda. Brr, na samą myśl się wzdrygam. Więcej na jej temat znajdziecie TU.

Wszyscy poza mną zadowoleni są z nowego zakupu choć K. nadal uważa, że w szelkach wyglądam jak debil. Ale co on tam może wiedzieć. Na koniec muszę wam jeszcze wytłumaczyć skąd tytuł tego posta - otóż moje szelki nazywają się Trixie Flash stąd mój nowy przydomek Flash Gordon (obczajcie filmik ponizej !). Flash no bo świecą i to na trzy różne sposoby - światłem ciągłym, migającym i ekstremalnie migającym aż do wypalenia oczu. Oczywiście nie cały czas, tylko jak się naciśnie sprytnie ukryty guziczek. Niestety ja doń nie dosięgam więc nie jestem w stanie sam zamienić się w żywą latarnie. Ciekaw teraz jestem co oni jeszcze wymyślą żeby mnie uszczęśliwić.
- mniej ciągnę
- nie przeszkadzają mi
- świecą czyli łatwiej mnie dostrzec
- nie są porażająco drogie - jak na początek akuratne
MINUS:
- zdecydowanie gorzej prezentuje się na zdjęciach gdyż zasłaniają moją klatę a tworzą mało fotogeniczną plątaninę pasków (szelki + smycz)
Na koniec mam dla was prawdziwy rarytas wart Oskara co najmniej. Film dokumentalny, prosto z ręki K. i po edycji M., no właściwie to prawie dogma i Bergman w jednym. Jedno zastrzeżenie - oglądać KONIECZNIE Z DŹWIĘKIEM NA FULL bo bez dźwięku to przyśniecie pewniakiem. Nasz pierwszy film własnoręcznie podrasowany więc się jaramy :D
Uf, super. Bardzo się cieszę, że szelki okazały się dobrym wyborem. U nas po pół roku eksploatowania przez Milkę się wzięły trochę rozciągnęły i szwy trzeba poprawiać gdzieniegdzie (wcześniej Bonzo w nich ganiał przez 2 lata i były ok), ale nadal dobrze się sprawują. Stefan, wyglądasz BOSKO! No i cóż za awans - z kolczatki na szelki świecące :D
OdpowiedzUsuńSuperaśne te szelki, świecące "coś" bardzo mi się podoba :) A Stefciu wygląda bardzo dostojnie :)
OdpowiedzUsuńFajne szeleczki, my przymierzamy się do kupienia nowych :).
OdpowiedzUsuńFajne szelki :) Nawet nie wiedziałam, że mają opcję świecenia. Najważniejsze, że spełniają swoje zadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy,
Ola i Habs
Habsowe Love
Stefan wyglądasz szałowo :-) !
OdpowiedzUsuńEch te fleshe, ostatnio na nie moda. Jeśli o mnie chodzi, WSZYSTKIE produkty, jakie kiedykolwiek kupiłem z TRIXIE okazały się porażką. Być może spróbuję z tymi flash. Mój pies najbardziej lubi szelki norweskie hand made, wykonane przeze mnie.
OdpowiedzUsuń