24 czerwca 2015

dieta cud


W naszym domu, w kwestii kulinariów, podział jest dość jasny - M. jest wiecznie na jakiejś diecie ( a nawet trzech, bo jedną się zazwyczaj nie najada), a K. i ja wpitalamy wszystko jak leci. 
M. nie je wielu rzeczy bo jej szkodzą a te, które konsumuje bywają dość obrzydliwe - ani słodkie, ani słone, ot pasza dla koni. Jej diety zazwyczaj kończą się w okolicach weekendu, kiedy to rzuca się wygłodniała na ciasto, chipsy i golonkę zapijane piwem.  K. stosuje tę weekendową dietę przez cały tydzień. Korzystam na tym i ja, no bo to nie ma bata, żeby z talerza coś nie spadło wprost do ślicznego ryjka zalepionego śliną. Podziwiam tych, którzy na co dzień spożywają domową cielęcinkę z czarnuszką, ale nie zazdroszczę, Nutella jest równie dobra jeśli nie lepsza.

Moja dietę można w skrócie podzielić na :
- dietę domową
- dietę wyjazdową
- dietę weterynaryjną

Dieta domowa polega na misce pełnej groszków i czegoś miększego raz dziennie, oraz dojadaniu w tak zwanym międzyczasie wszystkiego co się nawinie. Czasami próbują mnie oszukać i sprawdzają moją czujność podtykając mi jakieś obrzydlistwa w stylu banan czy marchewka ale rzadko daje im się mnie nabrać.

Dieta wyjazdowa oznacza miskę u babci pełną serdelków, smalczyku, makaronu. Kobieta wykarmiła przez ostatnich 30 lat 3 facetów i wie, że prawdziwy mężczyzna nie je przecieru z warzyw tylko prawdziwą, krwistą kaszankę.

Dieta weterynaryjna jest wtedy kiedy idę do doktorka (ostatnio coraz częściej) i dostaję niezliczoną ilość groszków i podgryzków bo w mojej lecznicy jestem prawdziwym cudem natury ("On przeżył parwowirozę !") i mam wielu fanów w kitlach, którym wprost jem z ręki. No chyba, że ręka podaje piguły - te wyczuwam na kilometr i grzecznie dziękuję, ale nie.

W wyniku nastania mody na zdrowe żywienie, w naszym domu co rusz pojawiają się jakieś nowości - kasza jaglana (fuj!), granulki błonnikowe ( fuuuuuj!), daktyle (nawet, nawet), tofu (bleee). 
Całe szczęście mnie ten trend omijał. Do zeszłego tygodnia, kiedy to kurier przyniósł paczkę zaadresowana na mnie. W paczce były puszki a w puszkach karma. Wreszcie nie jakieś suche siano tylko normalna, pachnąca karma. Ślinka pociekła i to nie raz. M. się uparła, że zanim spróbuje zawartości musi być sesja. Ekstra, kolejne foty, no dobra, niech jej będzie. Odbębniłem swoje próbując już w trakcie strzelania fotek nadgryźć albo chociaż polizać puszki. Niestety aluminium okazało się zupełnie bezsmakowe.

Od tygodnia żywię się zatem na przemian kurczakiem, indykiem i dziczyzną z ryżem w sosie. Najbardziej jednak do gustu przypadła mi karma z linii "Premium" - sie wie, gust to podstawa !
Muszę przyznać, że nad Doliną Noteci robią całkiem wytrawne żarło. Na jego korzyść przemawiają :


- skład - 65% mięsa + warzywa + brązowy ryż + olej lniany + ziółka

- zapach (mniam !)

- konsystencja (gęsta, zbita papka)

- opakowanie - ja się nie znam ale K. mówi, ze ma dość puszek, w których zawleczka odpada w połowie otwierania a z tych puszek nic nie odpadło.




Z gustami się nie dyskutuje a każdy żołądek jest inny ale ja - Panicz Stefan - chwalę sobie tę karmę, którą dostaliśmy od sklepu Zwierzakowo.pl,  za co serdecznie dziękujemy.






11 komentarzy:

  1. O tak, Terror też uwielbia Dolinę :)
    Smacznego Stefku i czekam na wieści pooperacyjne! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stefek, nie lubisz banana i marchewki? No to widzę, że Habsterski by się z Tobą dogadał, bo on je uwielbia ;) Co do samych puszek, to powiem szczerze, że nie miałam z nimi do czynienia, ale co jakiś czas kupuję puchy, które służą nam do wypełnienia KONG'a, więc muszę zapisać na swojej liście tę firmę.
    Pozdrawiamy, Ola i Habs
    Habsowe Love

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Banan wywołuje u K. tramatyczne wspomnienia z dzieciństwa i ja sie z nim solidaryzuje.
      Za to wasze ciastka z cukinii wygladają spoko, no i są z mąki zytniej - jeden z wynalazków, który mamy akurat w domu, ze względu na - ty razem - dietę bezprzeniczną M. Spróbujemy upiec, sciskam!

      Usuń
  3. Dolina Noteci - dobre, bo Polskie! :D
    Janka poleca :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, jak tak czytałam to przyszło mi do głowy, że obecność diety weterynaryjnej może mieć swe źródło w dwóch pozostałych :D Buziole, Stefciu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, nigdy nie łączyłem tych faktów ale byc moze cos w tym jest. W miniony weekend babcia, przejęta wpisem i moją chorobą, tuczyła mnie rosołkiem na kurzych udkach i cielęcinką - rozdrobnioną oczywiscie co by się piesiu nie zadławił. Życie jak w Madrycie.

      Usuń
  5. Anonimowy25/6/15

    Tu babcia dostalam zakaz karmienia Stefka smalczykiem parowkami i makaronem .Siła wyższa Stefanie przyjeżdżasz do mnie z własnã puszkã może być Dolina Noteci

    OdpowiedzUsuń
  6. A moja dostaje po tym biegunkę i nic więcej.. A jak pierwszy raz zobaczylam zawartość tych puszek to przypominała mi konserwe turystyczną.. Powinni zrobić inną konsystencję..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie podszedł tylko kurczak, delikatna rewolucja byłaa, pozostałe smaki bez zarzutów.

      Usuń
  7. Miałam chwilę i przeczytałam ten wpis. Stefan wymiatasz!
    Płakałam ze śmiechu, gdy pisałeś o dietach M. i K. Choć bardzo podobne są te diety do moich :D

    Biegnę dalsze posty czytać, urzekłeś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, jak miło, kolejna osoba wpadła w sidła mojej zajebistości 🙋 masz do nadrobienia ponad dwa lata, miłej lektury!

      Usuń

Stefcikowi będzie miło, jeśli skomentujesz nie skrytykujesz.