Kilka dni temu miała miejsce taka oto sytuacja.
Wychodzimy jak co rano z Kuba bo mnie juz pęcherz ciśnie niemiłosiernie.
Wypadam z klatki, puszczam szczoszka a tu jak spod ziemi niebieskie uniformy wyrastają i zaczynają z K. dyskutowac. Pytają się nas czy mamy woreczek na kupy. Ja w brecht bo kto to widział takie zwyczaje! W Zgierzu by nikomu do głowy nie przyszlo żeby psia kupę do worka zgarniać i nosić z sobą ! A tu,w wielkim mieście wielki absurd. No więc woreczka, siateczki, reklamowki ani nawet naparstka na kupą nie posiadaliśmy. Jednak nie tylko o to im szlo jak sią okazało. Zarzut generalnie był taki, że nie mam kagańca a ponoć mieć powinienem. Ponoć jestem na jakiejś liście krwiożerczych bestii. No pierwsze słyszę panowie ale ok, Wroarrrr. Widzę, że Kuba pięści zaciska to postanowiłem rozładowac atmosferę i zaczynam stroić słodkie minki i liżę gościa po paskudnej zmarźnietej łapie a ten nic. Pozę na zimna dziwkę przyjął i "dokumenciki prosze". Co jest do diaska ?!? Kuba dowodu przy sobie nie miał bo kto normalny dokumenty na spacer zabiera ale im dane dyktuje a ci przez taki wielki oldschoolowy telefon dalej podają.
Wtedy rzeczy się wydarzyła, która dała mi odczuć, że moje nowe sąsiedztwo jednak jest w dechę!
W jednej, drugiej, trzeciej bramy gity wyskakują, z psami o wiele bardziej bestialskimi niż ja i nadają tym umundorwanym w niewybrednych słowach. Jeszcze jakas staruszka się dołaczyła co słownictwo najbardziej siermiężne miała i zagadują, krzyczą, szaleństwo jakieś. A pośrodku tej rozpierduchy ja i mój Kuba- duma mnie rozpierała! Już tylko czekałem aż błekitny TVNu nadleci ale niestety nie.
No i nie wdając się w szczegóły mandat dostaliśmy na 50 PLNów za brak kagańca i obrazę "psów".
Mandat to chyba coś fajnego bo Kuba uśmiechnięty Martynie w domu już relację zdał z naszej akcji.
Podsumowując- kagańca nie mam nadal i raczej się nie zapowiada zebym miał mieć a sąsiadow na dzielni mam superowych :) Elo ziomki!